Mroczna wieża - Recenzja - Improbite - 26 sierpnia 2017

Mroczna wieża - Recenzja

Kiedy szedłem na nowy film Nikolaja Arcela, nie miałem żadnych oczekiwań poza jednym, którym był fakt, by dało się to oglądać. ” Mroczna wieża” to adaptacja książki o tym samym tytule pióra mistrza grozy. - Stephena Kinga.

Zanim jednak zaczniecie czytać ten tekst, miejcie na uwadze, że nie jestem osobą, która miała okazję przeczytać tę konkretną pozycję. Do tej recenzji podchodzę więc jako zwykły widz.

Zacznijmy od fabuły, która wrzuca nas na dziwne osiedle, które z jakiegoś powodu wygląda raczej jak obóz karny. Właśnie w tym momencie dowiadujemy się, czym jest tytułowa wieża. Jest ona czymś w rodzaju przekaźnika energii, który chroni wszechświaty. W jednym z nich, czyli naszym świecie, który znamy mieszka jeden z dwóch głównych bohaterów. Jake Chambers (Jake Taylor), który jest niezwykłym nastolatkiem. Śnią mu się wydarzenia związane z wieżą.

Pewnym zbiegiem okoliczności znajduje się w wymiarze pośrednim i tak trafia na jedną z postaci, która śni mu się. Jest nim tajemniczy człowiek w czerni, którego główną bronią jest rewolwer. Tutaj pojawia się wątek tworzenia relacji między chłopcem a jego obrońcą (Idris Elba), który nie jest z tej roli szczególnie zadowolony.

Głównym przeciwnikiem naszych bohaterów jest Walter (Matthew McConaughey), który za wszelką cenę chce dopaść chłopaka, ponieważ jego zdolności są kluczem do jego planu zniszczenia wszystkiego.

Gra aktorska stoi na przyzwoitym poziomie. Dzięki temu niektóre postaci sprzedają się odbiorcy, jakby ta określona rola była napisana pod konkretnego aktora. To sprawiło, że nie można było powiedzieć, że postaci były sztywne i dobre tylko na papierze. Jeśli miałbym wybrać postać, która najbardziej do mnie przemawia, to byłby to postać rewolwerowca Rolanda.

Dlaczego? Przez cały czas było widać jego rozwój od początku pojawienia się na ekranie. Z jednej strony mamy człowieka, który poddał się w walce o swoje cele, a z drugiej, kiedy poznał swojego kompana, Jake’a zaczyna wierzyć, że nie może się poddawać. Właśnie to sprawiło, że ta postać była dla mnie najbardziej wiarygodna na ekranie.

Jak napisałem wcześniej, nie czytałem książek, więc film oceniam tylko jako produkcję na srebrne ekrany. Muszę powiedzieć, nie zawiodłem się pomimo tego, że wcześniej miałem sceptyczne nastawienie i bałem się, iż bez tego, co jest w książkach, mogę nie zrozumieć fabuły. Jest jednak jasna i rozwija się stopniowo, co jeszcze bardziej ułatwia odbiór historii. Produkcja udowodinła, że jest dobrym początkiem otwierającym drogę do następnych filmów opartych na książkach S. Kinga.

Przechodząc do oceny filmu, to jak jeszcze analizowałem notatki, byłem gotów wystawić tej produkcji 7/10. Jednak podczas pisania wam tej recenzji przeanalizowałem kilka rzeczy, które wcześniej mi nie pasowały, to chcę skończyć tę recenzję z wynikiem 8,5/10. Ten film jest naprawdę wart czasu. Gorąco zachęcam byście wybrali się  do kina.

 

Improbite
26 sierpnia 2017 - 13:47