Shield w kosmosie! Start piątego sezonu Agentów T.A.R.C.Z.Y. - fsm - 6 grudnia 2017

Shield w kosmosie! Start piątego sezonu Agentów T.A.R.C.Z.Y.

Coraz odważniej sobie poczynają twórcy serialu Agents of S.H.I.E.L.D.. Wydawało się, że taki telewizyjny produkt o umiarkowanym budżecie nigdy nie będzie mógł się równać z produkcjami sygnowanymi logo Netflix, że stacja ABC będzie chciała trzepać podobny sezon za sezonem, że zabraknie pomysłów na uatrakcyjnienie formuły. Tymczasem telewizyjny Marvel robi się coraz lepszy i coraz ciekawszy. Rzecz nie do pomyślenia po mocno średnim debiucie całego serialu.

Po długotrwałym fabularnym zamieszaniu z agentem Wardem i Nieludźmi, po świetnym czwartym sezonie mądrze łączącym w sobie trzy odrębne linie fabularne, przyszedł czas na solidne podniesienie poprzeczki. SHIELD trafiło w kosmos, a wszyscy fani Marvel Cinematic Universe zastanawiają się, czy serial w jakikolwiek sposób połączy się z fabułą Infinity War? Wszak sezon piąty zakończy się w okolicach filmowej premiery... Pewnie nic spektakularnego się nie wydarzy, ale znając fabułę dwugodzinnego otwarcia nowej serii TRZEBA się nad tym zastanawiać. Także uwaga, będą spoilery!

Sezon piąty startuje w tym momencie, w którym skończył się czwarty. Dzielna ekipa agentów ocaliła świat, ale w sumie czeka też na aresztowanie. To jednak nie następuje, bowiem zjawia się dziwny pan, który przy użyciu (innego, niż ten dobrze nam znany) monolitu zabiera bohaterów gdzieś daleko. Kosmos! Ostatnia granica! Gdzie nie dotarł żaden człowiek! Zmiana miejsca w cudowny sposób odświeża sposób, w jaki ogląda się Agentów TARCZY (wybaczcie, ale porzucam kropki w tytule, bo są denerwujące). Ale czy to tylko zmiana miejsca?

Początek sezonu oferuje dwa odkrycia. Pierwszym jest dosyć oczywista informacja, że Coulson, May, Daisy, Yo-yo, Mack i Simmons przenieśli się nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. Innymi słowy: jesteśmy w bliżej nieokreślonej przyszłości. Ale że miejsce tak naprawdę się nie zmieniło, to była bardzo dobrze przygotowana niespodzianka. Jeden twist przykryty drugim. Nie jesteśmy wcale w innej galaktyce. Jesteśmy na orbicie okołoziemskiej (no, prawie), a Ziemia została zniszczona. I do tego dochodzi bonusowa rewelacja - czy to Quake może być odpowiedzialna za katastrofę?

Pomijając bardzo ciekawy fabularny punkt wyjścia, mamy też możliwość poznać zupełnie nowe postacie - zarówno te dobre (lub względnie dobre, jak np. budżetowy Star Lord imieniem Deke), te szemrane, jak i nowych wrogów, czyli przedstawicieli rasy Kree. Stare postacie dobrze odnajdują się w nowej sytuacji (scenarzyści dali im sporo miejsca na żarty) i tak ogólnie wszystko jest jednocześnie inne, świeże, interesujące i nowe, ale dobrze znane i równie sympatyczne. Muszę też podkreślić - chyba po raz pierwszy w historii serialu - bardzo fajną muzykę ze wskazaniem na motyw przewodni nadzorców Kree. No i jeszcze słówko o stronie wizualnej - scenografia to powtórka z rozrywki, tylko że brudniejsza i kosmiczniejsza, ale w głowie automatycznie pojawia się wizja przerobionej bazy SHIELD z poprzednich sezonów. W końcu hale produkcyjne mają ograniczoną ilość wybudowanych na potrzeby serialu korytarzy... Na szczęście po drugiej stronie leży całkiem dobre CGI - komputerowo generowany kosmos robi bardzo pozytywne wrażenie. Chcę więcej!

Agents of SHIELD zaczynają swój piąty rok na antenie z przytupem, odważnie i zaskakująco. To jeden z tych seriali, który wynagradza lojalność i po średnim początku z sezonu na sezon staje się coraz lepszy. Jeśli te dwa odcinki okażą się dobrym zwiastunem całości, to czeka nas nie tylko najlepsza seria serialu, co jeden z lepszych przygodowych seriali s-f w ogóle. Brawo Marvel Television, brawo ABC, brawo ekipa. Teraz tylko proszę nie obniżać lotów!

fsm
6 grudnia 2017 - 20:45