Recenzja filmu Pomniejszenie - Ant-Man na emeryturze - fsm - 14 stycznia 2018

Recenzja filmu Pomniejszenie - Ant-Man na emeryturze

Tytuł tej recenzji jest, oczywiście, nie do końca trafny. Mimo wszystko nie byłoby chyba problemu, by w alternatywnym świecie tak wyobrazić sobie życie superbohatera po rezygnacji z walki o dobro. Brzuch by urósł, ambicje zmalały, a życie stało się bardzo przeciętne. Tyle, że w skali mikro. Pomniejszenie, najnowszy film twórcy świetnych Bezdroży czy Schmidta, to właśnie taki zwykły, życiowy film o przeciętnym kolesiu. Trik polega na zderzeniu tej normalności z niesamowitą możliwością pomniejszenia człowieka do maleńkich rozmiarów.

Fabuła skupia się na postaci granej przez Matta Damona - Paul Safranek ma uroczą żonę i spore zobowiązania finansowe. Jest przy tym niezwykle sympatyczny, lubi pomagać ludziom i jest ciekawy świata. Gdy dowiaduje się o rewolucyjnym zabiegu, który w swoim pierwotnym założeniu ma pomóc ocalić planetę przed przeludnieniem, głodem i ubóstwem (a tak naprawdę jest świetną okazją do pomnożenia majątku, bo tysiące dolarów w małym świecie stają się milionami), zaczyna go poważnie rozważać. Wokół niego coraz więcej osób decyduje się na pomniejszenie (w tym dobrzy znajomi ze studiów) i wszystko wydaje się mówić to, co Shia LeBeouf w swoim słynnym filmiku: zrób to! No i robi to. No i są konsekwencje.

Widziałem w polskim internecie opinie, że Pomniejszenie jest słabe i nudne, bo nie jest śmieszne. A przecież ma być komedią. Być może wina leży trochę po stronie dystrybutora, ale dosyć trudno jednoznacznie zareklamować taki film. Pomniejszenie bywa bardzo zabawne, ale tym momentów nie jest dużo. Całość to społeczna satyra z całą masą emocji o różnych odcieniach. Bywa śmiesznie, bywa poważnie, bywa dramatycznie, bywają momenty zadumy, a gdzieś z tyłu głowy ciągle mamy pamiętać o tym niezwykłym motywie zmniejszania ludzi. I to wszystko jest dobre, wyważone i zrealizowane z zamysłem. Przy okazji jednak nie do końca sprawdza się to na ciasnym kinowym rynku.

Alexander Payne to twórca, który doskonale rozumie "everymana" i zawsze czyni go bohaterem swoich filmów. Jest w tych historiach miejsce na błyskotliwe dialogi, podkreślanie ludzkich zalet i wad, a wszystko zawsze spoczywa na barkach zdolnych aktorów. Matt Damon jest tu idealnym przeciętniakiem, sprawdza się w tej roli wyśmienicie. Przeciwwagą dla niego jest drugi największy gwiazdor tego filmu, Christoph Waltz - lew salonowy małego świata, którego znają wszyscy, a on oczywiście też wszystkich zna. Waltz doskonale wykorzystuje dwój komediowy talent i to on jest źródłem rechotu. I bardzo dobrze! Film chwali się ogromną liczbą znanych twarzy, ale w zasadzie wszystkie z nich to role epizodyczne, więc nie nastawiajcie się np. na dużo Jasona Sudeikisa. Pojawił się, pogadał, zniknął. Można to traktować jako wadę, ale taki patent przypadł mi do gustu. Wszak to jest historia Paula, a nie jego mniej lub bardziej przypadkowych znajomych.

Tempo filmu jest bardzo spokojne, nie ma tu efektownych scen, gwałtownego montażu, nie ma epatowania czymkolwiek. Pomniejszenie dostojnie snuje się po jeziorze fabuły i momentami można widza znużyć. Trwa ponad 2 godziny i tak naprawdę nie wiadomo dokąd zmierza. Gdy wydaje się, że wiemy, zaraz okazuje się, że nie. Bo osobista historia Paula robi się bardziej "światowa". I takie zaskoczenie wypada dobrze. Tak samo, jak te momenty, kiedy widz zostaje oswojony z niewielkością nowego świata, który do złudzenia przypomina ten normalny, duży, aż tu nagle twórcy przypominają jakimś prostym zabiegiem, że wszystko ma mniej nuż 1% swojej oryginalnej masy i objętości. Trochę brakowało mi konsekwencji w prezentowaniu małego świata - skoro kwiaty, ptaki, czy krakersy są olbrzymie, to dlaczego trawa w niektórych miejscach zachowała skalę i jest odpowiednio malutka? Detal, ale zwracający uwagę. Na szczęście cała strona wizualna to porządna robota i film ogląda się bez zgrzytów.

Pomniejszenie to dobry film. Tak po prostu. Stara się mówić (po)ważne rzeczy zarówno na płaszczyźnie osobistej, jak i globalnej, potrafi zdziwić i zaskoczyć, ale brakuje mu pazura. Wszystko jest takie, jak bohater - porządne, ułożone, dosyć bezpieczne. Po wyjściu z kina przyjdzie moment, w którym zastanowicie się - a co zrobiłbym ja w takiej sytuacji? To dobry znak, bo dobrze jest, gdy popkultura wywołuje takie reakcje. Zatem dzięki, panie Payne. Zrobiłeś film o wartości 7 na 10. To musi wystarczyć.

fsm
14 stycznia 2018 - 15:25