Netflix do wspólnego wora "originals" wrzuca wszystkie produkcje, do których ma wyłączne prawa dystrybucji w danej części świata. I nie jest ważne, czy to faktycznie jest produkcja stworzona przez Netflix (jak np. Daredevil) czy też pożyczona od innej firmy (jak np. Dirk Gently). Dobrze, jeśli dany film lub serial jest super, ale bywa tak, że im więcej dostępnych jest Netflix Originals, tym gorzej z ich jakością. Film Rytuał (The Ritual - nikt tu nie szalał z tłumaczenie) należy do kategorii "zrobił to ktoś, ale my to pokażemy światu" - zadebiutował w brytyjskich inach jesienią, a na platformę z czerwonym N wskoczył kilka dni temu. I przy okazji należy też do grona produkcji o bardzo wysokiej jakości. Aż miło się przestraszyć!
Kwestię fabuły załatwię jednym zdaniem: po traumatycznym przeżyciu czterech kumpli realizuje plan zmarłego piątego i jadą w dzikie ostępy, by go uczcić i spróbować podreperować słabnącą przyjaźń. Rytuał ma bardzo klasyczną konstrukcję i nie sili się na zaskakujące zwroty akcji. Opowieść jest prosta i bazuje na świetnie nakreślonych postaciach, ich charakterach, bagażu doświadczeń, wzajemnych animozjach i typowym, męskim dogryzaniu sobie nawzajem. Horror, który w filmie zdecydowanie jest obecny i zdecydowanie wykracza poza zwykłą codzienność, bierze się głównie z ludzkiej niedoskonałości i strachu, a efekt jest wyśmienity!
Rytuał długo czeka, by pokazać wizowi rzeczy, których dotąd nie widział (a przynajmniej nie w takiej formie). Pierwsza połowa filmu to budowanie postaci i nakreślanie wzajemnych relacji, z przepięknymi krajobrazami w tle. Panowie wybierają się na długą pieszą wędrówkę, a gdy kontuzja jednego z nich wymusza modyfikację trasy wyprawy, pojawia się genialny pomysł: pójdźmy skrótem przez ciemny las. No więc idą, a gdy popsuje się pogoda i będą zmuszeni szukać schronienia w opuszczonej chacie, zacznie się prawdziwy gnój.
Twórcy filmu w bardzo dobrych proporcjach wymieszali psychologiczną głębię postaci, reakcje na rzeczy, które wyjaśnienia nie mają i stare jak świat uciekanie przed zagrożeniem. Wszystko tu z czegoś wynika i przy okazji stara się nie podążać ogranymi ścieżkami fabularnymi. Czterech panów daje prawdziwy aktorski popis, który idzie krok w krok z wizualną stroną całego widowiska. Bo druga polowa filmu robi się cudownie pokręcona, wykorzystując fajne sztuczki scenograficzne (jarzeniówki wśród drzew!) i oferując widzom stwora, jakiego dotąd nie widzieli. Tak, Rytuał w końcu pokaże w pełnej krasie to coś, co ściga naszych bohaterów, ale gwarantuję, że nie będziecie tym faktem zawiedzeni. Wręcz przeciwnie!
Rytuał to bardzo udany kawałek rozrywkowego kina. Horror w dużej mierze psychologiczny, świetnie zaprezentowany od każdej możliwej strony i bardzo przekonujący. Co prawda nie przewiduję, by ktoś miał gęsią skórkę ze strachu podczas oglądania, ale atmosferę powinien docenić każdy. Reżyser David Bruckner do tej pory ćwiczył swój styl horroru w filmowych antologiach - Rytuał to jego pełnometrażowy debiut. Nic, tylko pozazdrościć!
Ps Tu miała być recenzja The Disaster Artist i/lub Czarnej Pantery, ale nieststy choroba zmusiła do korzystania z domowych seansów...