Recenzja płyty Illusion - Anhedonia. Jeńców nie biorą! - fsm - 12 marca 2018

Recenzja płyty Illusion - Anhedonia. Jeńców nie biorą!

Grupa Illusion trzęsła fundamentami gitarowego grania w latach 90-tych. Gdy zabrakło mocy, chęci, czy czego tam zabrakło, by iść z siłą w nowe stulecie, panowie pożegnali się z fanami. Na pocieszenie Tomasz Lipnicki zoferował Lipali. Ale próżni w przyrodzie być nie może, Illusion więc wróciło po 16 latach. Opowieści z 2014 roku były przykładem twórczości zespołu starzejącego się z godnością, który śmiało wchodzi na zmieniony muzyczny rynek i potrafi zaryczeć tak, że Organek (którego bardzo lubię) się wzmacniaczami nakryje. Minęły kolejne 4 lata i Illusion płytą Anhedonia chce pokazać wszystkim młodym rockmanom, co to znaczy wściekle grać.

Opowieści były niczym muzyczny pamiętnik w dziewięciu odsłonach, w którym znalazło się miejsce na kilka naprawdę długich kompozycji (w tym jeden smakowity instrumental w środku i dwunastominutowy finał). Anhedonia to rzecz z innej gliny ulepiona. Gniewnych pieśni jest więcej, ale wszystkie krótkie, konkretne i hałaśliwe. 32 minuty (z krótkim bonusowym żartem dostępnym tylko w wersji CD, co doceniam) jasnego postawienia sprawy - nie podoba nam się ten świat, zobaczcie, jaki jest gnój. Tytuł płyty to zresztą jest termin oznaczający brak możliwości odczuwania przyjemności. Ach, jaka radość zatem, że Anhedonia to kawał dobrej roboty.

Album otwiera singlowe Kto jest winien? i szybko okazuje się, że był to słuszny wybór. Ten numer to kompromis między srogim hałasem a pewnego rodzaju radiową przystępnością. Gdyby ktoś mi powiedział, że oto Lipali nagrało jeden z najmocniejszych numerów w karierze, uwierzyłbym. Ale do porównania między Illusion a Lipali jeszcze wrócę. Teraz czas na numer dwa, który zaczyna się zwodniczą ciszą, by wystraszyć wszystkich w promieniu kilkunastu metrów nagłą eksplozją instrumentów podkręconych do 11 i warkotem groźnego wokalu Lipy. Bardzo dobra piosenka ze świetną gitarową solówką, brzmiącą jak skrzypce. Chyba wolałbym, gdyby to Okruchy udręki rozpoczynały płytę, bo pierwsze wrażenie jest obezwładniające. Ale to tylko moje marudzenie.

W ogólnym rozrachunku Anhedonia nie zaskakuje. Takich charakterystycznych, łatwych do przywołania w pamięci motywów, jest kilka. Recytowane zwrotki w Od zawsze donikąd (bardzo dobry numer, singlowy, przypomina w odbiorze świetny Wiersz z repertuaru Lipali), gościnny występ Litzy w Śladem krwi, elektroniczny wstęp w Zanurzam się czy dzika bomba w postaci pędzącego na złamanie karku Tchórza.

Ale tutaj przecież nie o zaskoczenia chodzi. Illusion ma grac głośno i agresywnie, a tego jest tu pod dostatkiem. Panowie się wkurzyli i temu wkurzeniu dają wyraz. Anhedonia to bardzo porządna płyta, świetnie zagrana, dobrze nagrana (wszystko ładnie słychać, żaden instrument się za bardzo nie rozpycha, całość dobrze brzmi tak na głośnikach, jak i na słuchawkach). I na koniec wrócę do Lipali. Podział między dwoma zespołami Tomka Lipnickiego można porównać do Stone Sour (Lipali) i Slipknot (Illusion). W przypadku ekip dowodzonych przez Coreya Taylora narzekacze twierdzili, że bardziej ekstremalny Slipknot zmiękł i za bardzo upodobnił się do Stone Sour. Na naszym poletku było odwrotnie - Lipali zaczynało ciężko (pierwszego, eksperymentalnego krążka nie liczę) i łatwo było określić ten zespół jako "Illusion bis". Tymczasem Illusion wróciło z odpowiednim kalibrem, a Lipali pomału mięknie i wchodzi w bardziej, przystępne, rockowe rejony. I niech tak zostanie.

fsm
12 marca 2018 - 17:47