Dawno nie pisałem nic o anime. Mógłbym napisać o całkowitym braku czasu na śledzenie nowych japońskich serii, ale prawda jest zgoła inna. Szukałem po prostu tej właściwej. Jak zapewnie wiecie w 2020r. w Tokio odbędą się Igrzystka Olimpijskie. Z tego też powodu Japończycy postanowili wykorzystać do promocji tej imprezy to z czym dobrze się kojarzą całemu światu, czyli anime. A jakie anime nie nadaje się do tego najlepiej jak nie takie właśnie, które pamiętają jeszcze takie stare dinozaury jak ja? Dzisiejszy AC chciałbym poświęcić ramake'owi najlepszej serii piłkarskiej jaką widziałem w życiu. Zapraszam do tekstu o nowej wersji Kapitana Jastrzębia.
Captain Tsubasa (2018r.)
Bardzo mnie interesowało jak wypadnie nowa wersja przygód Tsubasy i jego kolegów z Nankatsu na tle legendarnego oryginału, który mogliśmy śledzić ponad 20 lat temu na antenie Polonii 1?
Ci co śledzą anime przez całe swoje życie zgodzą się pewnie ze mną, że czas nie stoi w miejscu, więc jak przykładowo kiedyś ogromne wrażenie robiły takie serie jak Dragon Ball, Naruto, Bleach czy Sailor Moon lub filmy studia Ghibli, to dziś anime robi się w zypełnie inny sposób i przy użyciu zupełnie innych narzędzi. Dlatego na świeczniku wszystkich animemaniaków stoją dziś Attack on Titan, One Punch Man, Overlord II, My Hero Academia i inne. Zajmują się nimi absolutni mistrzowie japońskiej animacji i to widać po raptem kilku chwilach z nimi spędzonych.
Nie da się ukryć, że ta gałąź rozrywki ma się całkiem dobrze. Po co więc robić remake jakiejś trzydziestoletniej serii o piłce nożnej, która nigdy nie miała nic wspólnego z realizmem a godzinne spotkania potrafiły trwać w nich przez 15 odcinków po 25 minut każdy?
Pewnie dlatego, że przez cały ten okres nie powstała lepsza kreskówka o futbolu. Captain Tsubasa powstał w czasie, gdy nikt nie wykorzystywał komputera do animacji jak chociażby w opisywanym przeze mnie ostatnio Initial D, w którym wszystkie samochody to obiekty trójwymiarowe, animowane za pomocą komputera.
Oglądałem kiedyś Galactik Football zrobiony na Zachodzie w ten sam sposób i choć śledziłem poszczególne odcinki z wielkim zainteresowaniem, podziwiając występujące w nich efekty specjalne, to nie pamiętam imienia nawet jednego bohatera z tego serialu i przez sekundę nie pomyślałem, że jest to poziom anime, które jest i będzie zawsze częścią mojego dzieciństwa.
Minęło tak wiele lat a ja wciąż pamiętam pierwszy pojedynek Tsubasy z geniuszem bramkarskim Wakabayashim, który jest w stanie obronić bramkę nawet wtedy gdy jego oponent rzuca w jej kierunku piłką baseballową lub oszczepem.
Czy powinienem krytykować anime, w którym bohater potrafi kopnąć piłkę przez pół miasta a jego wielki rywal potrafi ją dojrzeć i bez problemu złapać w ręce? Czy powinienem krytykować anime, w którym młody dzieciak przechodzi całą drużynę i bez żadnych lęków oddaje strzał w kierunku bramki nieustraszonego bramkarza. Piłka po jego strzale odbija się od spojenia słupka z poprzeczką, po czym podaje mu ją jakiś pijaczyna (koniecznie przewrotką) i pierwszy wielki pojedynek kończy się zakrwawioną głową Wakabayashiego?
Gdyby krytykować anime za takie dyrdymały, to musiałbym zrobić tak z większością obejrzanych przeze mnie japońskich animacji i jeszcze dodał do tego całą masę książek i filmów, ale przecież nie o to chodzi. Chodzi o to, żeby dobrze się bawić a Captain Tsubasa robił i dalej robi to bardzo dobrze.
W odświeżonym Kapitanie Jastrzębiu zmieniono muzykę, łącznie z kapitalnym openingiem, ale nowe wprowadzenie daje radę. Jest dynamiczne i pokazano w nim większość rywali, naprzeciw których stanie protagonista. Pod względem muzyki oryginał nie ma sobie równych, ale bardzo podoba mi się, że gdy do piłki dochodzi Roberto, który jest przecież Brazylijczykiem (i to takim, który doskonale mówi po japońsku), to jego poczynaniom zaczyna przygrywać samba, co dodaje klimatu temu serialowi.
Kreska przez chwilę wydawała mi się słaba a bohaterowie jacyś tacy podobni do posągów, od których odbija się blask Słońca, ale gdy tylko zobaczyłem ich w akcji oraz ich piłkarskie popisy, to bardzo ucieszyłem się, że także nowe pokolenie animofilów znajdzie tu też coś dla siebie.
Bez ogródek powiem, że jestem zachwycony pracą wykonaną przy tym klasycznym projekcie i już nie mogę się doczekać kolejnych odcinków przygód piłkarzy z Nankatsu. Chcę znowu poczuć się jak dziecko, które kocha piłkę nożną.