W co gracie w weekend? #265: Onimusha - Samanosuke kontra demony w feudalnej Japonii - squaresofter - 2 września 2018

W co gracie w weekend? #265: Onimusha - Samanosuke kontra demony w feudalnej Japonii

Wiadomość o remasterze Onimushy: Warlords na Gamescomie bardzo mnie ucieszyła. Nie zamierzam go kupować, gdyż posiadam cztery części tej serii w kolekcji od dawna. Postanowiłem jednak wykorzystać to wydarzenie w celu przypomnienia sobie i innym oraz wyjaśnienia laikom czym tak naprawdę jest gra, która rozbudziła na nowo moją miłość do gier wideo czternaście lat temu.


Onimusha: Warlords

Informacje

Platforma: PS2

Producent: Capcom

Data wydania: 6 lipiec 2001r.

Gatunek: przygodowa gra akcji, hack and slash, survival horror

Onimusha była początkowo planowana jako gra na PSone. Przed premierą tej gry nie korzystałem z internetu, aby dowiedziedzieć się czegoś o interesującej mnie grze wideo, bo go po prostu nie miałem.

Musiałem zadowolic się informacjami z miesięcznika Neo Plus zajmującego się interesujacą nas tematyką. Jako rekomendację wystarczyło mi jedno słowo: Capcom, studio odpowiedzialne m.in. za serię Resident Evil i Dino Crisis, w które mocno się zagrywałem w tamtych czasach. Zanim jednak dowiedziałem jak się zakończyła się cała sprawa rzuciłem granie.

Sprzedałem Dreamcasta ze stosem piratów i postanowiłem, że wypadałoby skończyć szkołę średnią. Powtarzałem wtedy klasę maturalną. Dla wielu ludzi to wielki dyshonor. Ja natomiast patrzę na tamte wydarzenia z zupełnie innej perspektywy. Tak bardzo polubiłem ucznów swojej nowej klasy, że nieraz zdarzało nam się zahaczyć o jakiś bar, koncert, wpaść do kogoś na urodziny, spotkać się ot tak, żeby zwyczajnie w świecie pogadać itp. To był jedyny moment mojego życia, gdy gry wideo nie były mi do niczego nie potrzebne. Wolałem zacieśniać więzi ze znajomymi i dokończyć to, co rok wcześniej mi się nie udało.

Ten etap szlajania się ze znajomymi w różnych dziwnych miejscach trwał koło dwóch lat. Nie dotknąłem wtedy żadnego pada od konsoli a o grach dowiadywałem się jedynie odwiedzając od czasu do czasu najbliższy Empik i przeglądając moje ulubione pismo konsolowe. Wtedy też dowiedziałem się, że jedna z moich ulubionych gier, Metal Gear Solid, ma alternatywne zakończenie, jeśli uda nam się przeżyć tortury Revolver Ocelota. Uwielbiałem takie smaczki i trochę żałowałem, że nie mogę ich doświadczyć.

To był okres, gdy śliniłem się na widok screenów z tankowca z MGS2 i marzyłem o zagraniu w Silent Hilla 2. Mój głód narastał, aż w końcu nadeszła ta chwila. Był marzec 2004r. Wtedy już wiedziałem, że wrócę na łono gier wideo. Tak się złożyło, że sąsiad miał zepsute PS2, które nie było mu do niczeego potrzebne. Poinformował mnie, iż nie działa w nim laser, ale zupełnie mi to nie przeskadzało. Zapłaciłem mu 220zł, wymieniłem laser, co przy cenach za nowe PS2 oscylujących w granicach 500-600zł nie okazało się zbyt dużym wydatkiem.

Nie miałem wtedy komputera ani internetu, więc pierwszą swoją grę na nowy sprzęt zakupiłem przez telegazetę na pierwszym progarmie telewizji polskiej. Była to Onimusha: Warlords. Gdy tylko dotarła w moje skromne progi spędziłem z nią 19 godzin, kończąc ją dwukrotnie jednego dnia. Tak właśnie zakończył się mój największy głód gier w życiu i rozpoczął się, jak się okazało, najpiękniejszy okres w moim życiu gracza, czyli ogrywanie całej masy tytułów ekskluzywnych PS2, do których ciągnie mnie nawet do dziś.

Onimusha: Warlords była nie bez kozery nazywana Residentem z feudalnej Japonii.

Akcja gry toczy się w szesnastym wieku. Na terenie Japonii trwa właśnie wojna domowa mająca na celu zjednoczenie państwa.

Spośród wszystkich ówczesnych watażków najbardziej znanym jest okrutnik Nobunaga Oda, który za pomocą siły stara się zaspokoić swoje wojenne aspiracje. Każdy ród, który staje mu na drodze jest jego wrogiem. Gdy po jego kolejnym tryumfie na polu walki nieustarszony wódz chełpi się swoim zwycięstwem zostaje trafiony strzałą z łuku i ginie na miejsu.  Naocznym świadkiem tamtych wydarzeń jest niejaki Samanosuke Akechi, samuraj, który nie ma sobie równych w walce w zwarciu i nie boi się publicznie okazywać tego, jak bardzo kocha pandy. 

Tego dnia wielu młodych ludzi okazało się ofiarą chorych ambicji swoich zwierzchników. Tymczasem nasz dzielny bohater udał się na spotkanie z książniczką Yuki, która napisała do niego tajemniczy list, w którym napisała o przypadkach tajemniczych zniknięć członków zamkowej służby. Całej sprawie pikanterii dodawały plotki mówiące o tym, że ofiary zostały pożarte przez demony gdzieś w głębinach zamku. Jeszcze dziwniejsze rzeczy działy się później. Okazało się bowiem, że Nobunaga, który zginął na oczach protagonisty, ma się całkiem dobrze i stoi na czele nieludzkiej armii.

Zadaniem gracza jest odzyskanie porwanej księżniczki. Samanosuke nie jest jednak sam, gdyż towarzyszy mu kunoichi Kaede. Z książeczki dodanej do gry możemy dowiedzieć się, że została ona wysłana przez swoich mocodawców, aby go zamordować, tymczasem seksowna wojowniczka ninja nie tylko tego nie robi, zamiast tego zaczyna z nim współpracować i bezgranicznie mu ufa.

O ile w klasycznych grach z serii Resident Evil akcja gry rozgrywała w miejscach splugawionych przez hordę nieumarłych, tak tutaj przyjdzie nam walczyć z demonicznymi sługusami władcy ciemności w oblężonych średniowiecznych zamkach, jaskiniach, lasach, w okolicach wodospadu i nie tylko. W tamtych czasach wszystkie te dwuwymiarowe tła były niczym piękne obrazy, po których możemy się swobonie poruszać. 

Onimushę od serii Resident Evil odróżnia przede wszystkim broń biała zamiast broni palnej i elementy fantasytyczne wplecione do jednego z najważniejszych okresów w historii Japonii. Nobunaga jest dla Japończyka tym, kim dla nas jest Władysław Jagiełło, Jan III Sobieski lub Józef Piłsudski.

Japończycy nie zadają pytań odnośnie tego, jakie wydarzenia a ich historii mogłyby posłużyć za kanwę gier wideo.

Po prostu robią taką grę a potem gracze z zachodu błagają potomków samurajów o kolejne odsłony takiego cyklu jak Onimusha. Sam jestem wśród nich a wziąwszy pod uwagę fakt, że ktoś tam w tej firmie poszedł po rozum do głowy i wydał remastery remake'u Resident Evil oraz Resident Evil Zero, na które popyt okazał się zaskakująco wysoki nawet dla samego wydawcy, co przyczyniło się do powrotu jednej z moich najukochańszych serii gier wideo na łono gatunku survival horror. Skoro już za kilka miesięcy zadebiutuje remake Resident Evil 2, kolejna odsłona Devil May Cry, to może i Samanosuke też kiedyś wróci w glorii i chwale?

Gdy widzę czasem jakieś artykuły w interenecie pytające graczy czy warto kupić PS4 dla God of War, to moja odpowiedź jest taka jak kilkanaście lat temu.

W życiu nie kupiłbym konsoli Sony dla gier z Kratosem, choć mam ich sześć zaliczonych na koncie i uważam każdą z nich za absolutny top gier na PS2, PS3, PSP oraz PS4, a nawet za absolutny top poszczegłólnych generacji konsol i poleciłbym je każdemu.

Dlaczego tak brzmi moja odpowiedź? Bo gram w gry wideo nie od dziś i uważam, że Capcom, gdy jest w developerskim gazie, jest wart każdych pieniędzy i każdej konsoli, żeby obcować z ich fantastycznymi produkcjami.

Onimusha Warlords może i nie jest najdłuższą grą na świecie, ale ma wszystko to, za co pokochałem kiedyś gry tego japońskiego studia. Klimat w tej grze, muzyka skomponowana przez Takashiego Niigakiego a nie tego śmierdzącego oszusta, którego nazwisko widnieje w intrze grze, przypisując sobie autorstwo tym cudnym aranżacjom muzycznym, stylistyka średnowiecznej Japonii, zdobywanie dusz za pokonanych przeciwników celem rozwinięcia ekwipunku głównego bohatera, zagadki wymagające ruszenia szarymi komórkami oraz walka, niezwykle techniczna walka, która wymaga niezwykłej precyzji i wyczucia czasu to jest coś, za co oddałbym kiedyś duszę ludziom tworzącym gry dla Capcomu.

Jestem szczęśliwy, że ten Capcom ma szansę wrócić i robić gry, takie jak kiedyś na PSone i PS2, czego wszystkim Wam z całego serca życzę.  

squaresofter
2 września 2018 - 13:54