Przegląd Kina Azjatyckiego. Japonia #1 - Froszti - 8 października 2018

Przegląd Kina Azjatyckiego. Japonia #1

Witam w kolejnej odsłonie przeglądu Kina Azjatyckiego. Mamy już za sobą kilka filmów z Państwa Środka oraz Korei Południowej. Pora więc na kolejny kraj – Japonia. Kraina samurajów to nie tylko bardzo dobre horrory ale również masa innych dobrych filmów, które powinien zobaczyć każdy szanujący się fan kinematografii.

 


Killers

(Kirazu)

 Gatunek: Dramat,Thriller (* uwaga dość brutalne sceny), Akcja

 

Azjatyckie kino i twórcy z tamtego regionu już wielokrotnie udowodnili, że niestraszne są im trudne tematy czy też „mocne obrazy” które prawdopodobnie na starym kontynencie czy Ameryce nigdy nie ujrzałyby światła dziennego. Tym razem na tapecie znalazł się film „Kirazu” (Killers), film za który odpowiada aż trzech reżyserów: Mo BrothersKimo StamboelTimo Tjahjanto.

Film powstał w współpracy Japońsko – Indonezyjskiej i można śmiało powiedzieć, że była to całkiem udana współpraca. Kino Kraju Kwitnącej Wiśni ma już ugruntowaną pozycję na rynku zaś kinematografia Indonezyjska dopiero się rozwija ale robi to bardzo prężnie. Mamy tu wyraźne połączenie doświadczenia i wielkiego zapały do pracy podlanego esencją pomysłowości.

Kirazu to tak naprawdę nic innego jak wyszukane studium zachowań ludzkich, pokazujące, że w każdym dżemie gdzieś mroczna natura, potrafiąca się uwidocznić przy sprzyjających do tego okolicznościach. Film skupia się wokół dwóch zupełnie różnych i zarazem bardzo podobnych postaci. Jedną z nich jest seryjny morderca grasujący po ulicach Tokyo, który dzięki swojej ponadprzeciętnej inteligencji unika schwytania przez policję. Drugim z bohaterów jest indonezyjski dziennikarz, który musi pogodzić się z faktem, że system prawny jego kraju jest niedoskonały a prawdziwi przestępcy o których pisał wychodzą na wolność. Dwie zupełnie inne osoby z jednej strony bezwzględny, cyniczny morderca, chełpiący się swoimi dokonaniami umieszczając w sieci filmiki ze swoich zbrodni. Z drugiej zwykły człowiek, ojciec, dostrzegający otaczające go zło. Ich losy nagle jednak nierozłącznie się splatają nakręcając się coraz mocniej w spirali szaleństwa. Wszystkiemu winne jest wydarzenia w którym ma nieprzyjemność uczestniczyć Bayu Aditya (dziennikarz). Pewnego dnia zostaje on brutalnie napadnięty i w obronie własnej zabija dwóch napastników. Nie wzywa on jednak odpowiednich władz, kompletnie nie wierząc już sprawiedliwość. Robi za to coś zupełnie innego, nagrywa swoich niedoszłych martwych oprawców i umieszcza film na stronie na której wcześniej pojawiały się filmy Nomura Shuhei (seryjny morderca). Pomiędzy nimi pojawia się pewna nić porozumienia, o ile można to tak nazwać i nakręcają się oni do kolejnych zbrodni.
Twórcy w ciekawy sposób kontrastują obie główne postacie filmu. Nomura zaprezentowany jest jako ten zły, wcielenie wszystkiego co najgorsze, mordujący dla przyjemności czego winnego jest jego dzieciństwo. Bayu zaś w początkowej fazie filmu pokazany jest jako osoba która tylko dąży do wymierzenia sprawiedliwości i sam wymierza karę „prawdziwym” przestępcą. Wraz z rozwojem fabuły obraz całego filmu zmienia się tak samo jak zmienia się zachowanie Bayu, nadal w swoim mniemaniu wymierza on tylko zasłużone kary ale stopniowo zaczyna w nim budzić się mrok i zaczyna on czerpać radość ze swoich zbrodni. Kontrast pomiędzy protagonistami stopniowo zanika a zbrodnia staje się zbrodnią niezależnie od tego jakie przesłanki kierowały mordercą.

Nie będę ukrywał, że film jest bardzo trudny w odbiorze. Fabuła z pozoru wydaje się sensowna i stosunkowo logiczna jednak bardzo szybko widz przekona się, że tak nie jest, co niestety jest specyfiką kina azjatyckiego. Warto a nawet trzeba wspomnieć o bardzo brutalnych obrazach które serwują nam reżyserzy, momentami podpadające wręcz pod „gore”, dlatego też film ten zdecydowanie nie jest przeznaczony dla widzów o słabych nerwach. Błędna jest również kategoryzacja Kirazu jako horroru, którym zdecydowanie nie jest. Bardziej mamy tu do czynienia z mrocznym psychologicznym thrillerem.
Podsumowując film jest zdecydowanie warty zobaczenia ale zdecydowanie nie jest on przeznaczony dla każdego widza. Niektórzy będą zniesmaczeni mocnymi scenami inni będą zarzucać liczne nieścisłości i nielogiczności fabule. Każda z nich będzie miała rację i zarazem będzie się mylić. Zdecydowana większość tego co widzimy na ekranie była zamierzonym celem twórców i dzięki temu film wyróżnia się na tle innych swoją specyfiką. 


 

 

Like Father, Like Son

(Soshite Chichi ni Naru)

 Gatunek: Dramat

 

Zastanawialiście się czym tak naprawdę jest rodzina? Czy są to wszystkie relacje i uczucia pomiędzy ludźmi, którzy żyją obok siebie od lat czy tylko dziedziczenie DNA? Reżyser Hirokazu Koreeda, postanowił sięgnąć po ten jakże ciężki temat i podać go widzowi w jeszcze bardziej trudnej formie.

Film rozpoczyna się od poznania rodziny Nonomiya, z pozoru szczęśliwego małżeństwa wychowującego 6-letniego syna. On (Ryota) wzięty architekt, wzorem japońskiego kultu pracy, spędzający większość czasu w biurze. Ona (Midori) żona/matka, przebywająca najwięcej czasu z dzieckiem w ekskluzywnym apartamencie. Sielankowe życie przerywa informacja, że sześć lat temu w szpitalu gdzie Midori urodziła syna doszło do tragicznej pomyłki pomylenia noworodków. Państwo Nonomiya skonfrontowani zostają nie tylko z tym problemem ale również z drugą, zupełnie inną od nich, rodziną, która wychowała ich prawdziwego syna.

Jeżeli ktoś czytając ten wstęp liczy na ciężki dramat przy którym można będzie wylać tysiące łez mocno się zawiedzie. W filmie co prawda znajdziemy liczne sceny chwytające mocno za serce ale najważniejsze w nim jest fundamentalne pytanie czym tak naprawdę jest rodzina. Koreeda w doskonały wręcz sposób pokazuje nie tylko sam problem ale również to jak różnie mogą zachowywać się ludzie i rozwijające się pomiędzy nimi relację. Głowni bohaterowie/rodzice skonfrontowani z tym tragicznym faktem, muszą podjąć jedną z najtrudniejszych decyzji w swoim życiu. Muszą odpowiedź sobie sami na pytanie co jest ważniejsze: miłość czy dziedziczenie krwi? Otoczenie, Japońska kultura oraz znaczenie samego słowa rodzina wcale nie ułatwiają podjęcia decyzji. W sytuacjach stresowych w człowieku uwidaczniają się skrajne emocje, które przysparzają jeszcze więcej problemów.

Jakby tego było mało reżyser konfrontuje tutaj zupełnie dwa różne światy i dwa sposoby na wychowanie dzieci. Z jednej strony dobrze usytuowani rodzice, którzy już od małego dbają o przyszłość swojego syna, poprzez dobre kształcenie i rozwijanie mnóstwa zainteresowań. Z drugiej rodzina sklepikarzy, których dochody być może nie należą do największych ale poświęcają bardzo dużo uwagi swojemu potomstwu i pozwalają mu na beztroskie szczęśliwe dzieciństwo. Bynajmniej nie można zarzuć żadnej ze stron, braku uczucia do wychowywanego przez nich dziecka, po prostu hołdują oni zupełnie innemu systemowi wychowawczemu.

Mamy tutaj do czynienia z przejmującym bardzo inteligentnym filmem potrafiącym wzbudzić różne emocje pośród widzów tak samo jak różni mogą być rodzice i różne podejścia do znaczenia słowa „rodzina”. Najważniejsze jest to, że twórcy udało się nie tylko wymusić na widzu chwilę refleksji ale również zaserwować bardzo trudny temat w dość surowej ale przystępnej dla każdego formie. Produkcja naprawdę godna polecenia niezależnie od tego czy ktoś jest lub nie – rodzicem. 

 


 

 

Bilocation

(Bairokēshon)

 Gatunek: Horror

 

Shinobu Takamura jest początkującą malarką która cały swój czas poświęca na przygotowanie obrazu na konkurs który ma być furtką do jej wielkiej kariery. Nagle sztuka która do tej pory była dla niej wszystkim ustępuje miejsca miłości . Wszystko wydaje się być na właściwej drodze do pełni szczęścia, kochający mąż, postępujące prace nad obrazem. Sytuacja diametralnie się zmienia w momencie kiedy zostaje ona zatrzymana w sklepie za próbę płatności fałszywymi pieniędzmi. Policjant przybyły na miejsce „przestępstwa” uświadamia ją, że nic w tej sytuacji nie jest takie oczywiste a osoba nagrana kamerami ochrony robiąca zakupy w tym samym sklepie wcześniej i płacąca banknotem o tej samej serii to nie ona. Wspomniany policjant zawozi Shinobu do miejsca w którym spotyka się grupa ludzi, których również dotknął podobny problem. Każda z osób zamkniętych w pokoju posiada swojego sobowtóra, który znacząco wpływa na ich życie. Okazuje się , że „klony” mogą pojawiać się tylko na pewien okres czasu i tylko w pobliżu oryginału. Mało tego doppelganger każdej z tej osób jest odzwierciedleniem jej negatywnych emocji i tak też się zachowuje co zagraża nawet życiu ich samych.

Fabularnie Bilocation zahaczając dość mocno o tematykę parapsychologii wpisuje się doskonale w klimat j-horrorów. Filmu Mari Asato zdecydowanie nie da się jednak  tak łatwo zaszufladkować. Zdecydowana większość fanów azjatyckich filmów grozy po obejrzeniu tego dzieła stwierdzi, że nie ma ono nic wspólnego z prawdziwymi horrorami z dalekiego wschodu. Trudno będzie nie przyznać im racji, Bilocation zdecydowanie jest inne niż wszystko to co widzieliśmy do tej pory. Nie ma tutaj żadnych „jump scerów” tak chętnie wykorzystywanych przez twórców horrorów. Nie ma tutaj nawet ani jednej sceny która mogła by tak naprawdę mocno przerazić. Fabuła dla bardzo wielu widzów będzie tutaj nazbyt melancholijna a tępo akcji ślimaczo wolne.  

Pomimo tego wszystkiego podczas oglądania filmu, widz cały czas czuje narastające napięcie. Pewny dyskomfort psychiczny który ma zdecydowany wpływ na to jak postrzegane jest to co widzimy na ekranie telewizora.  Trudno jednoznacznie określić emocje które odczuwa się podczas oglądania Bilocation, z całą pewnością nie będzie to jednak strach w klasycznym sensie jego rozumienia. Film z pozoru prostą parapsychologiczną historią ma swoje drugie dno, nawet pewne nieścisłości i luki fabularne mają tutaj swój sens i pewne założenia twórców.

Bilocation zdecydowanie nie jest filmem który można polecić szerokiemu spektrum odbiorców. Widz będzie nim zachwycony już od samego początku albo po kilkunastu minutach  sięgnie po pilot w celu wyłączenia telewizora.

 


 

 

Ikigami

Gatunek: Dramat

 

Ikigami to ekranizacja świetnej mangi pod tym samym tytułem. W przeciągu wielu ostatnich lat miałem przyjemność oglądać bardzo wiele takich dzieł. Jedne były lepsze inne gorsze ale prawie zawsze znając oryginał (mangę) można było filmowi coś zarzucić. Jednak po seansie powyższej pozycji moje postrzeganie zupełnie się zmieniło. Tomoyuki Takimoto (reżyser) wspiął się na szczyty możliwości tworząc dzieło nie tylko rewelacyjne pod względem filmowym ale również pod pewnymi względami przewyższające pierwowzór.

Fabuła filmu toczy się w alternatywnej wersji Japonii, gdzie obowiązuje prawo mające zapewnić swoim obywatelom szczęście i dostatek a narodowi rozwój gospodarki. Zgodnie z wspomnianym prawem , każdy obywatel rozpoczynający właśnie naukę w pierwszej klasie szkoły podstawowej musi poddać się obowiązkowemu szczepieniu, które zabija jedną osobę na tysiąc zanim ta osiągnie wiek 24 lat. Dokładnie 24 godziny przed ostateczną datą, do obywatela wysyłany jest urzędnik z zawiadomieniem o śmierci, tytułowym „ikigami”.

Film Takimoto to najbardziej przesączony emocjami smutki, film jaki widziałem do tej pory. Dla niektórych może wydawać się zbyt monotonny i melancholijny ale takie właśnie było zamierzenie. Widz ma czuć wyraźnie smutek, strach, złość  i wszystkie pozostałe emocje towarzyszące ludziom w momencie kiedy dowiadują się o godzinie swojej śmierci. Wszechogarniający smutek to zdecydowanie nie wszystko co kryje się w scenariuszu tego dzieła. Narodowe Centrum Rozwoju niepozwalające na jakąkolwiek krytykę panującego prawa, wszechobecne kamery obserwujące obywateli, indoktrynacja urzędników  - wszystko to a nawet i więcej to jawne nawiązania do książek Orwella.

Ikigami zdecydowanie nie jest kinem rozrywkowym, wręcz przeciwnie wzbudza w widzu naprawdę intensywne emocje, właśnie dla tego nie jest polecany dla każdego. 

Froszti
8 października 2018 - 14:14