Recenzja Black Peaks - All That Divides. Szatańska jesień! - fsm - 9 października 2018

Recenzja Black Peaks - All That Divides. Szatańska jesień!

Gdy mowa jest o zespole względnie nieznanym i komuś zależy na tym, by inni się nim zainteresowali, to najprostszym sposobem jest uciec do szybkiego porównania z innymi grupami. Black Peaks w swojej tegorocznej odsłonie brzmi jak efekt upojnej nocy między Mastodonem i zespołem Soen, podczas której w tle leciały płyty Deftones. All That Divides to kawał solidnego albumu, który powinien trochę namieszać w alt-metalowym światku.

Grupę Black Peaks poznałem przy okazji niezłego debiutu zatytułowanego Statues. Srogie riffy, melodyjny śpiew i krzyki dały jasno do zrozumienia, że panowie lubią kombinować i łączyć kontrastowe dźwięki. Ale dopiero ten drugi album pokazał, że jego autorzy są gotowi atakować szczyty.

All That Divides to 9 kompozycji, w których progresywne klimaty pokojowo współistnieją obok rozkrzyczanych, dynamicznych numerów, śpiew przechodzi w krzyk i odwrotnie, a każdy kolejny odsłuch ujawnia jakiś nowy, miły dla ucha smaczek. No i wokalista Will Gardner, prócz potężnego głosiska, może pochwalić się sarmackim wąsem dobrze widocznym w poniższym teledysku do pierwszego singla. To też spoko.

Home daje niezły przedsmak albumu - zaczyna się spokojnie, usypia czujność słuchacza, by szybciutko pokazać mu, o co tu tak naprawdę chodzi. O jazgot! Ale trzeba pamiętać, że Black Peaks nie są tu po to, by straszyć psy, sąsiadów i księży. Na All That Divides dużo jest rasowego, metalowego i agresywnego hałasowania, ale nigdy nie jest ono podane jako danie główne. Świetnym przykładem jest drugi utwór na płycie, najlepszy ze wszystkich i zasługujący na osobny tekst, trwający niemal 7 minut The Midnight Sun. Zaczyna się klasycznie, mocno, przeplatając krzyki i spokojny śpiew, by po dwóch minutach wejść w motyw pasujący do Toola lub wspomnianego we wstępie Soen. Kolejne dwie minuty później napięcie rośnie, jest eksplozja, która ze zwielokrotnioną siłą wraca w finale. Świetna kompozycja.

Towarzyszami dla pierwszego singla są utwory Electric Fires i otwierający album Can't Sleep. Konstrukcja zwrotka-refren sprawdza się wyśmienicie, a szybsze tempo i wokalne popisy Gardnera skutecznie promują ten album (bo to były kolejne single, oczywiście). Warte wzmianki są jeszcze Slow Seas (to jest zagubiona kompozycja Mastodona, nie ma innej opcji) i towarzyszące temu najlepszemu The Midnight Sun utwory Aether i Fate I & II. Wszystkie są długie, wszystkie zahaczają o klimaty progresywne i w punkt łączą pozornie sprzeczne klimaty gitarowego grania.

All That Divides to bardzo miła niespodzianka, bo nie spodziewałem się aż tak dobrego wydawnictwa. Black Peaks w efektownym stylu awansują do muzycznej czołówki 2018 roku i mam ogromną nadzieję, że tym tekstem zachęciłem jednego/jedną z Was do rzucenia uchem w stronę owoców pracy tej brytyjskiej ekipy. Warto!

fsm
9 października 2018 - 13:37