Recenzja filmu Winni - słuchawkowy dreszczowiec - fsm - 13 listopada 2018

Recenzja filmu Winni - słuchawkowy dreszczowiec

Filmów dziejących się w jednym miejscu i czasie, skupiających się na działaniach i reakcjach tylko jednego bohatera, mamy sporo - wymienić można takie tytuły, jak Telefon z Colinem Farrellem, Locke z Tomem Hardym czy Pogrzebany z Ryanem Reynoldsem. Do tego zaszczytnego grona pragnie z przytupem wskoczyć debiutant z Danii. Gustav Möller wyreżyserował film Winni, który został wyróżniony na festiwalu w Sundance, w imieniu wszystkich Duńczyków powalczy o nominację do Oscara, a po seansie wygenerował w mojej głowie myśl - każdy młody filmowiec chciałby tak zadebiutować.

Winni to opowieść dziejąca się w czasie końcówki dyżuru pana z numeru alarmowego 112. Asger Holm odbiera telefon za telefonem (zażyłem narkotyki i nie mogę oddychać, okradła mnie dziewczyna itp.), aż trafia na przypadek angażujący, przerażający i niejednoznaczny. Szybko wsiąka w ten wątek, a widzowie razem z nim.

Plakat promujący Winnych atakuje hasłem "85 minut czystej adrenaliny", co oczywiście brzmi bardzo dobrze i przy okazji nieco mija się z prawdą. Produkcja jest krótka, trzyma w napięciu, ale "czysta adrenalina" jest lekkim nadużyciem. Pozwolę sobie zresztą od razu wskazać główną wadę filmu - jest przewidywalny. Dwa w zamierzeniu szokujące zwroty akcji są łatwe do odgadnięcia, bo rzucanie scenariuszowych okruszków nie należy do subtelnych. W efekcie cała produkcja ekscytuje nieco mniej, niż by się chciało.

Na szczęście jednak sama opowieść skonstruowana jest bardzo dobrze - filmowcy w punkt trafiają z dokładaniem kolejnych cegiełek. Porwana kobieta po drugiej stronie słuchawki dzwoni w odpowiednim momencie (film mógłby łatwo przeobrazić się z lekko humorystyczny obraz pracownika numeru 112), kolejne rozmowy rzucają coraz więcej światła na sprawę, a konieczność operowania samym dźwiękiem bardzo mocno pobudza wyobraźnię. Sprawnie jest też nakreślony bohater, na barkach którego spoczywa cały ten dramat. Asger jest bohaterem ze skazą w bezpośredni sposób łączącą się z historią porwanej kobiety - dwa wątki komunikowane tylko za pomocą fragmentów dialogu ciągną emocjonalny ładunek filmu.

Winni musieli mierzyć się z klasycznym problemem: jak pokazać tego samego gościa w tych samych warunkach, by widzowie się nie znudzili. Film dzieje się w dwóch pomieszczeniach, ale zmiany kadrów i oświetlenia są na tyle przemyślane, że nikt nie powinien ziewać z nudów. Szczególnie, że wcielający się w główną rolę Jakob Cedergren nie ma najmniejszych problemów ze skupieniem na sobie uwagi.

Winni to dobry film, mierzący może trochę zbyt wysoko (i w efekcie lekko rozczarowujący, jeśli tylko ktoś nastawi się na wyrywająca z kapci kinematograficzną bombę), ale generujący odpowiednią dawkę emocji przez te nieco ponad 80 minut trwania. Przyznaję jednak, że tego typu filmy są trudne w realizacji, bo miejsc do potknięcia się jest mnóstwo, ale na szczęście Winni ominęli większość z nich.

fsm
13 listopada 2018 - 16:19