Trzydziestu sześciu szczególnych ludzi, którzy żyją w każdym pokoleniu, stoi na straży całego świata. Gdy pewnego dnia jeden po drugim zaczynają ginąć, ludzkość staje na krawędzi zagłady. Kataklizmy, katastrofy i krwawe zamachy są ledwie preludium do mającej nadejść apokalipsy. Apokalipsy, która dla pewnej sekty stanie się okazją, by w końcu wrócić do Źródła...
Atutem coraz popularniejszych akcji wymiany książek jest to, że nigdy do końca nie wiesz, z czym uda ci się wrócić do domu. To doskonała okazja na poszerzanie czytelniczych horyzontów i poznawanie nowych autorów oraz gatunków. Mój ostatni udział w lokalnej inicjatywie tego typu zakończył się przywiezieniem do domu m.in. Księgi imion autorstwa Jill Gregory i Karen Tintori, a więc publikacji stworzonej na bazie wierzeń folkloru żydowskiego o trzydziestu sześciu sprawiedliwych, tak zwanych łamed wownikach.
Przed lekturą nie miałem pojęcia o kabale, wspomnianych łamed wownikach i przywoływanej przez autorki legendy, więc już sam punkt wyjściowy mnie mocno zaintrygował. Dalej było już z górki, bo Księga imion to thriller napisany w bardzo dynamicznym stylu, w którym każdy krótki rozdział przynosi nowe fakty, zwroty akcji i sekwencje pełne dramaturgii. Czyta się więc całość szybko i przyjemnie, nawet w krótkich przerwach pomiędzy rozmaitymi obowiązkami.
Fabuła opowiada o amerykańskim profesorze Davidzie Shepherdzie, który przed laty uległ wypadkowi i znalazł się na granicy życia i śmierci. To doświadczenie pozwoliło mu nawiązać kontakt ze zmarłymi i otrzymać niezwykły dar, od którego, jak się dalej okazuje, zależą losy całego świata. David staje się bowiem ostatnią nadzieją na uratowanie wspomnianych łamed wowników, a więc sprawiedliwych, których istnienie w każdym pokoleniu zapobiega apokalipsie. Kto na nich poluje? Okrutna sekta gnozytów, która ma do dyspozycji świetnie wyszkolonych morderców, Anioły Ciemności. Jeśli ich misja się powiedzie i wszystkich trzydziestu sześciu łamed wowników z danego pokolenia zginie, świat czeka seria kataklizmów, katastrof i zamachów, a w ostatecznym rozrachunku zagłada. Gnozyci tymczasem osiągną odwieczny cel i będą mogli opuści cielesne więzienia, by spotkać się z tajemniczym Źródłem.
Skomplikowane? Nic z tych rzeczy. Autorki nie rzucają czytelnika na głęboką wodę i nie wymagają znajomości lokalnych wierzeń żydowskich. David Shepherd sam musi powoli odkrywać szczegóły legendy, a jego podróż pozwala też zorientować się w sytuacji czytelnikowi. To sprytne zagranie twórczyń sprawia, że tematyką łatwo się zainteresować, a w samą historię wciągnąć. Ułatwia to dodatkowo fakt, że na kolejnych kartach wiele się dzieje, a wprowadzane po kolei postacie są łatwe do zidentyfikowania, rozróżnienia i zapamiętania. Nie ma więc miejsca na nudę czy monotonne relacje przynudzających mędrców z siwymi brodami.
Na plus na pewno trzeba zaliczyć, że panie Jill i Karen sprawnie żonglują wątkami i przenoszą czytelnika nieraz tysiące kilometrów w inne miejsca planety. Nie jest to w najmniejszym stopniu męczące i dezorientujące. Wszystko ma logiczny sens, łączy się ciągiem przyczynowo skutkowym, a kolejni wprowadzani bohaterowie mają swoje uzasadnienie w historii. Nie brakuje przy tym interesujących zwrotów akcji – autorki nie boją się zabijać wykreowanych postaci, więc nigdy nie można być pewnym, co wydarzy się na kolejnych kartach thrillera.
Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to do ostatnich rozdziałów publikacji. O ile samo zakończenie nie jest najgorsze, o tyle już prowadzące do niego wydarzenia wydają się momentami mocno naciągane. Autorki stawiają na akcję w finale opowieści i niestety chwilami gubią w tym wszystkim realizm i logikę, czyniąc z paru postaci wręcz odpornych na ból, stres i obrażenia nadludzi. Niczym w przeciętnych hollywoodzkich produkcjach, okazuje się, że para badaczy radzi sobie w chwilach zagrożenia lepiej niż trenowani przez lata w trudzie i znoju najemnicy. Nie do końca mi to zagrało i przyznaję, że nawet popsuło nieco wrażenia z książki.
W ogólnym rozrachunku uznaję Księgę imion za lekturę wartą uwagi. Na ile pozwala mi moje niewielkie doświadczenie w gatunku książkowych thrillerów, na tyle mogę ją polecić. To lektura, którą pochłania się szybko i komfortowo, zapewniająca miłą dawkę wrażeń, a jednocześnie potrafiąca zainteresować paroma legendami i lokalnymi wierzeniami, o których mogło nie mieć się pojęcia.
+ intrygująca tematyka łamed wowników i ich roli dla świata
+ niezły punkt wejściowy do zainteresowania kabałą
+ sensownie napisane postacie, które nie męczą i nie irytują
+ styl – krótkie i pełne akcji rozdziały
- nastawiona na akcję, niezbyt realistyczna końcówka