Hitler najlepszym przyjacielem człowieka. Recenzja filmu Jojo Rabbit - fsm - 26 stycznia 2020

Hitler najlepszym przyjacielem człowieka. Recenzja filmu Jojo Rabbit

Nowozelandzki filmowiec Takia Waititi jak na razie nie popełnia błędów i steruje swoją karierą z niesamowitym wyczuciem. Od debiutanckiego pełnometrażowego filmu Orzeł kontra rekin pełnego dziwnych (ale w uroczy sposób) ludzi, przez cudowny, życiowy i także uroczy komediodramat Boy, jedną z lepszych komedii XXI wieku (Co robimy w ukryciu), aż po wielomilionowy hicior będący częścią największego kinowego uniwersum, czyli trzecią część Thora - wszystko mu wychodzi. Nie będzie więc zaskoczeniem, gdy napiszę że film Jojo Rabbit zasługuje na pochwały i nominacje sypiące się zewsząd. I też jest uroczy.

Prawie na samym początku filmu pojawia się czołówka jasno dająca do zrozumienia, z jakim dziełem będziemy mieli do czynienia. Archiwalne nagrania młodzieży w ekstazie prezentujących hitlerowskie pozdrowienie podczas masowych zlotów zestawione z niemieckojęzycznym coverem I Want To Hold Your Hand to wymowny obrazek prezentujący lekko wypaczoną przez popkulturę wersję historii. Jojo Rabbit, bazujący na książce Caging Skies pisarki Christine Leunens, to historyczna satyra zbudowana na niewinności dziesięcioletniego bohatera. Film bardzo zabawny, momentami absurdalny, ciepły i dający do myślenia. Szczególnie w tych kilku momentach, w których widzom jest zupełnie nie do śmiechu.

Jojo Betzler jest małym fanatykiem, kocha Hitlera, nienawidzi Żydów, bardzo chce wspomóc naród niemiecki w czasie wojny. Właśnie wyjeżdża na obóz przygotowujący do zostania dumnym członkiem Hitlerjugend. Dla dziesięciolatka to bardzo stresujący czas, Jojo więc korzysta z mocy wyobraźni, by sobie pomóc. Jego najlepszym przyjacielem jest wesoła, wspierająca go na każdym kroku wymyślona wersja samego Adolfa Hitlera - gdy trwoga, to do Fuhrera! Zaszczytne drugie miejsce zajmuje okularnik Yorkie, a opiekę życiową zapewnia elegancka mama o pięknej twarzy Scarlett Johansson. Kariera Jojo w Hitlerjugend zostaje szybko przerwana, ale przecież pomagać ojczyźnie można na różne sposoby. Nawet jeśli na drodze stają przeszkody dużo większej wagi, niż źle rzucony granat.

Jojo Rabbit to film ulepiony z podobnej gliny, co Życie jest piękne Roberta Benigniego. Wojna nie musi oznaczać tylko potworności, wszak w małych miasteczkach życie toczy się niemal bez zmian. Wszystko obserwujemy przez naiwne oczy małego chłopca, rozumiemy jego problemy, bo sami je przeżywaliśmy (choć w zupełnie innych warunkach), a całość historii staje się zaskakująco uniwersalna. Przy okazji nie czuć tu ani grama cynizmu czy zimnej kalkulacji w drodze po nagrody. Waititi znowu zrobił film bardzo szczery, w czym na pewni pomogło obsadzenie w głównej roli debiutanta. Roman Griffin Davies czaruje od pierwszych minut, nie ustępując ani trochę bardziej doświadczonym kolegom i koleżankom po fachu.

Od strony realizatorskiej nie ma się do czego przyczepić - film wygląda bardzo ładnie (podziękujmy czeskim krajobrazom), brzmi świetnie, ma bardzo dobre tempo, umiejętnie zestawia ze sobą skrajne emocje. Jojo Rabbit to prawdziwa perełka, autorskie dzieło pełne niepowtarzalnego stylu, mądrego humoru, sprawnie generujące przeróżne reakcje wśród widzów. To jest bez wątpienia jeden z lepszych wyprodukowanych w zeszłym roku. Poproszę więcej! 9/10

fsm
26 stycznia 2020 - 14:20