Recenzja: Shi #3 - Revenge. - Froszti - 31 marca 2020

Recenzja: Shi #3 - Revenge.

Seria Shi to naprawdę rewelacyjna propozycja, która powinna przypaść do gustu każdemu miłośnikowi dobrego komiksu. Wartka akcja, rewelacyjni bohaterowie, polityczne intrygi, spiski, morderstwa, przerażające zbrodnie, tajemne organizacje i orientalny mistycznym. Czy można chcieć czegoś więcej?

Pałac Buckingham coraz śmielej zaczyna wykorzystywać materiały kompromitujące angielskich możnowładców, aby osiągnąć swoje wciąż nie do końca jasne cele. Główne bohaterki serii po tym, jak większość ludzi pewna jest ich śmierci, mają chwilę czasu na przygotowanie tytułowej „zemsty”. Nikt to przyczynił się do ich cierpienia, nie będzie mógł czuć się bezpiecznie i można być pewnym, że prędzej czy później dosięgnie go krwawa vendetta. Na światło dzienne wychodzą również sekrety rodzinny Winterfieldów, które dość mocno namieszają w głowie Jennifer, dając jej nowy zupełnie nowy cel do zrealizowania.

Część pierwsza oferowała czytelnikowi sporo tajemnic i zarys intrygującej fabuły. Tom drugi stawiał mocniej na widowiskową akcję, która rozwiewała część mgły tajemnicy. Trzeci album odrobinę zwalnia tępo i rozwija poruszone już w serii wątki, dokładniej wyjaśniając pewne aspekty scenariusza. Ciągle jednak nie wszystko przed odbiorcę jest odkryte i pewna doza tajemnicy ciągle jest tutaj wyczuwalna. Spora część albumu poświęcona jest knowaniom politycznym, za którymi coraz wyraźniej stoi królowa. Działania jej ludzi i wsparcie udzielane tajemniczej loży, mają jakiś głębszy sens, który ostatecznie nie został jeszcze pokazany. Twórca nie zapomina również o głównych bohaterkach, które nareszcie mają okazję zrobić, to co planowały od dłuższego czasu. Ich gniew i wielka determinacja na pewno nie pozwolą, aby ktokolwiek stanął im na drodze. Pod tym względem jest mocno, ale zdecydowanie mniej krwawo niż w poprzednich częściach. Nie zabraknie tutaj również pojawiających się wcześniej nawiązań do mitologii Japońskiej i tamtejszych demonów, które stanowią w serii na razie dość delikatnie zarysowany wątek nadprzyrodzony. Po raz pierwszy akcja w całości dzieje się w XIX wiecznej Anglii bez znanego do tej pory przeskoku czasowego. Jestem jednak pewny, że nie oznacza to porzucenia wątku dyrektora firmy zbrojeniowej, który z pewnością pojawia się w serii jeszcze nie jeden raz. Jeśli chodzi o scenariusz, to naprawdę nie ma się do czego przyczepić. Zidrou doskonale wie jak zainteresować czytelnik, aby był on chętny do zakupu kolejnych pojawiających się albumów. Doskonałym przykładem tego może być zakończenie tego tomu, w którym pojawia się naprawdę mocy cliffhanger, pozostawiający odbiorcę w przemożnej chęci szybkiego dorwania kolejnej części.

Jedynym elementem tomiku, do którego można się przyczepić to pewien dość dziwny styl nietłumaczenia niektórych wyrażeń. Zarówno podtytuł albumu, jak i pewne wypowiadane przez postacie określenia, zostały pozostawione w oryginalnej angielskiej formie. O ile w poprzednich dwóch częściach nie zwracało się na to w ogóle uwagi, to tutaj jest kilka scen, w których razi to po oczach. Być może jest w tym jakiś głębszy sens (którego na razie nie odkryłem), ale na wyrażenia pokroju „Holy Ghost”, „Bloody Hell” itp. spokojnie można było znaleźć dobrze brzmiące rodzime odpowiedniki.

W przypadku oprawy wizualnej komiksu trudno nie być powtarzalnym w pewnych określeniach. Rysunki nadal stoją na bardzo wysokim poziomie i zachwycają swoimi niebywałymi szczegółami i głębią.

Komiks był, jest i wszystko wskazuje na to, że jeszcze przynajmniej przez pewien czas będzie jednym z najlepszych tytułów, które w ostatnim czasie miałem okazję czytać. Tom trzeci tylko potwierdza bardzo wysoką jakość dzieła, które zdecydowanie powinno znaleźć się w posiadaniu każdego miłośnika powieści graficznych.

Radosław Frosztęga



Dziękuję wydawnictwu Taurus Media za udostępnienie komiksu do recenzji.

Froszti
31 marca 2020 - 11:12