Wydawnictwo Taurus Media ma w swojej ofercie kilka naprawdę interesujących tytułów, które powinni przypaść do gustu miłośnikowi bardziej „dynamicznych” komiksów. Jedną z takich pozycji jest seria Katanga, która nie boi się pokazać „brudu” wojny, za którą zawsze kryją się ogromne pieniądze.
Akcja przenosi czytelnika do roku 1960, kiedy to Kongo ogłosiło swoją niepodległość. Nowo powstałe państwo cieszyło się integralnością swoich ziem bardzo krótko. Szybko jedna z prowincji (tytułowa Katanga) dostrzegła w panującym chaosie szansę dla siebie i ogłasza swoją całkowitą niezależność. Swoje palce w secesji maczał belgijski rząd, który nie mógł sobie pozwolić na utratę wpływów w tym regionie świata. Jak każdy dobrze wie, na czarnym lądzie panuje pewna zasada: pierwsze strzelaj, potem rozmawiaj, więc wybuch krwawego konfliktu był czymś zupełnie naturalnym. Tak gdzie szaleje wojna, a w tle przepływają solidne pieniądze, tam muszą pojawiać się najemniczy, dla których liczy się tylko zysk. Nie może również zabraknąć sił stabilizacyjnych ONZ, których „misja pokojowa” jest tylko taką z nazwy, a wybrane jednostki próbują kręcić tutaj swoje „lewe interesy”.
Na samym wstępie należy sobie jasno wyjaśnić, czym tak naprawdę jest owa seria. Co prawda scenarzysta Fabien Nury opierał się na pewnych realnych wydarzeniach historyczny, jednak nie omieszkał on dodać do tytułu sporej dawki literackiej fikcji. Całą serię należy więc traktować jako typowy komiks „akcji”, która ma zapewnić czytelnikowi masę przyjemnej rozrywki, a nie jako dzieło „historyczne”.
Scenariusz prowadzony jest tutaj dwutorowo. Z jednej strony mamy polityków, którzy w zaciszach swoich gabinetów podejmują decyzję, mające wpływ na życie setek tysięcy ludzi. Od zawsze mówi się, że „polityka” to bagno, w którym taplają się ludzie pozbawieni sumienia i jest to tutaj dość dosadnie pokazane. Z drugiej strony czytelnik ma okazję obserwować bardziej bezpośrednie realia wojny domowej, w której swoje piętno odciskają zarówno najemnicy, jak i siły stabilizacyjne ONZ. Jeśli chodzi o pojawiających się tutaj bohaterów, to jest ich na tyle pokaźna liczba, że nie można jednoznacznie powiedzieć, który z nich będzie pełnił w historii „główną” funkcję. W pierwszym albumie na pierwszy plan wysuwa się grupka najemników, którzy mają zadbać o interesy władz Katangi. Proces ich rekrutacji i przedstawienie ich krótkiego dossier przez autora to jawne nawiązanie do klasyki kina wojennego „Parszywej Dwunastki”. Każdy z nich jest inny i inaczej podchodzi do zlecenia. Mamy tutaj do czynienia między innymi z byłym francuskim oficerem poszukującym mocnych wrażeń, mającym jednak pewien kręgosłup moralny; wybitnym pilotem mającym problemy alkoholowe czy byłym oficerem SS, dla którego mordowanie ludzi to sposób na relaks. W scenariuszu pojawia się również wątek młodego mężczyzny, który morduje swojego pracodawcę i kranie walizkę wypełnioną tytułowymi diamentami. „Krwawe kamienie” stają się momentalnie celem numer jeden dla władz niepodległej Katangi, a zadanie ich zdobycia otrzymują wspominani najemnicy.
Przedstawiona tutaj historia jest naprawdę ciekawa i pełna wartkiej akcji, a więc nie ma mowy o nudzie. Fabien Nury pokazuje dość bezpardonowo „afrykańskie piekiełko”, gdzie życie ludzkie prawie w ogóle nic nie znaczy. Morderstwa, ludobójstwa, gwałty, sprzedawanie się za pieniądze, kanibalizm. Jest naprawdę mocno i na tyle sugestywnie, że tytuł nie jest polecany bardziej wrażliwemu czytelnikowi. Twórca nie boi się również sięgnąć po pewne jednoznaczne stereotypy, pokazujące dość prymitywne jak dla nas (*bardzo delikatne określenie) zachowania mieszkańców Afryki. Nie oznacza to, że biały człowiek jest tutaj święty, wręcz przeciwnie pod względem brutalności wszyscy są sobie równi.
Jeśli chodzi o oprawę graficzną to Sylvain Vallee (rysunki) i Jean Bastide (kolory) spisali się naprawdę na medal. Kolejne plansze są mocno wyraziste, doskonale wpasowując się treść fabularną komiksu i tworząc wspólnie niesamowity klimat.
Pierwszy tom serii Katanga to naprawdę interesujący komiks akcji, mający w sobie nutkę historycznej prawdy. Tytuł porusza kilka dość trudnych tematów, pokazując mroczne oblicze ludzkiej natury, nie robi tego jednak nazbyt przesadnie. Na pewno tytułem powinni zainteresować się miłośnicy „mocniejszych” powieści graficznych, niebojący się bardziej dosadnego pokazania „oblicza wojny”.
Radosław Frosztęga
Dziękuję wydawnictwu Taurus Media za udostępnienie komiksu do recenzji.