Recenzja filmu Kelnerzy - durnowata komedia w doborowej obsadzie - fsm - 21 kwietnia 2020

Recenzja filmu Kelnerzy - durnowata komedia w doborowej obsadzie

Deadpool, Bóg i scenarzysta Spider-Mana wchodzą do knajpy. To mógłby być żart. I poniekąd jest, ale nie w klasycznym rozumieniu. Film Kelnerzy z 2004 roku (dostępny od kilku tygodni na Netfliksie) wygląda jak kolejna typowa wulgarna komedia "made in USA", na której nudnym plakacie wielką postacią jest ten jeden aktor, który w ostatnich latach stał się mega-gwiazdą. I faktycznie, Ryan Reynolds będzie dla wielu jedynym punktem zaczepienia. Inni spojrzą na średnią ocen na Rotten Tomatoes albo Metacritic i złapią się za głowę. Tymczasem Kelnerzy to nie tylko durna i wulgarna komedia. To satyra na świat restauracji i piekielnie zabawny film. Serio.

Film w oryginale nazywa się Waiting. Tytuł dwuznaczny, bo nie chodzi tylko o obsługiwanie klientów w restauracji, ale też czekanie na dalszy ciąg swojego życia. Metafora prościutka, jak niektóre żarty w tym filmie, ale jakże trafna. Tak samo, jak żarty. Deadpool odhaczony - postać grana przez Reynoldsa jest przewodnikiem podczas jednego wieczoru w knajpie Shenaniganz. Bóg to sympatyczny Chuck z Supernatural, który tu ma problemy z sikaniem w publicznych toaletach. Postać raczej trzecioplanowa. Zaś scenarzysta Spider-Mana to John Francis Daley, jeden z autorów skryptu do Homecoming, a przy okazji aktor. A gdzieś tam jeszcze mamy Justina Longa, Annę Faris, Dane'a Cooka i Luisa Guzmana. Są to twarze, które kojarzycie. Czyli zrobiłem teraz to samo, co plakat. Oparłem akapit na gwiazdach. Przejdźmy dalej.

Kelnerzy są debiutem Roba McKittricka, który od tej pory wsławił się w zasadzie tylko scenariuszem do niezłej komedii Berek. Poza tym cisza. A szkoda, bo ma facet drug do komedii. Kelnerów napisał i wyreżyserował po tym, jak kilka lat przepracował w różnych restauracjach w USA, co dało mu niezbędną wiedzę, by ten jakże głupkowaty film oprzeć w 100% na prawdzie, samej prawdzie i tylko prawdzie. Podobno widzowie, którzy mają doświadczenie w kelnerowaniu, bardzo cenią zjadliwość, z jaką film prezentuje ten zawód.

Akcja filmu dzieje się w czasie jednego dnia, kiedy to do pracy przychodzi świeżak, Mitch. Przebojowy Monty oprowadza go po przybytku, zapoznaje z nowymi kolegami i koleżankami i wyjaśnia najważniejsze - zasady specjalnej gry w pokazywanie sobie nawzajem penisów. Tak, to jest żart, który trwa przez cały film i jeśli ten poziom humoru Was odrzuca, to wybaczcie, że musieliście przeczytać o tym dopiero tutaj. Tak czy siak - wszystko bazuje na doskonale naoliwionej maszynie, jaką jest obsada filmu, na dobrych dialogach (w tym improwizowanych) i solidnym komediowym tempie. Półtorej godziny żartów i trafnych obserwacji zaowocowało wielkim sukcesem kasowym (3 miliony dolarów budżetu dało ponad 18 milionów z biletów), a dzisiaj Waiting ma w pewnych kręgach status filmu kultowego.

Miałem zamiar napisać tekst o fantastycznym serialu Devs, ale z racji ciężkich klimatów otaczających nas wszystkich od kilku tygodni, zmieniłem plan i napisałem tekst ku chwale Kelnerów. Bo taka cudowna durnota idealnie odstresuje Was w czasie pandemii. I żeby nie było - Kelnerów widziałem po raz pierwszy lata temu. Chciałem zderzyć wspomnienia z rzeczywistością, przekonać się, czy ten film naprawdę był taki zabawny. Był. Jest. Polecam.

fsm
21 kwietnia 2020 - 13:04