Recenzja: Katanga #3 - Rozproszenie. - Froszti - 20 kwietnia 2020

Recenzja: Katanga #3 - Rozproszenie.

Każda nawet najlepsza historia ma swój początek i koniec. Nadeszła więc pora na sprawdzenie trzeciego i niestety już ostatniego albumu serii Katanga. Tytułu wydanego na naszym rynku nakładem wydawnictwa Taurus Media, którym powinien zainteresować się każdy miłośnik opowieści sensacyjno-wojennych.

Podobnie jak w poprzedniej części na sam początek scenarzysta przygotował dla czytelnika odrobinę dłuższy wstęp, w którym znacznie lepiej zaprezentowana jest jedna z bohaterek serii. Piękna kobieta ze sporym bagażem doświadczeń, która stara się wykorzystać swoje wdzięki, aby osiągnąć zamierzony cel. Doskonały przykład tego, jak seks, władza i pieniądze, są od niepamiętnych czasów ze sobą nierozerwalnie połączone. Kilku stronicowa retrospekcja stanowi doskonałe klimatyczne preludium do właściwego rozdziału zatytułowanego „rozproszenie”. Poznajemy w nich dalsze losy ostatniego ocalałego najemnika i Charliego, którzy muszą ze sobą współpracować, jeśli chcą przeżyć w tym niebezpiecznym świecie. Nie zabraknie tutaj również sporej dawki politycznych intryg (będących częścią składową całej serii) pokazujących, że dla osób mających władzę, liczy się tylko stanowisko i pieniądze.

Finał historii stworzonej przez scenarzystę Nury’ego jest dokładnie taki jaki powinien być. Wartka akcja (momentami skrajnie brutalna), miesza się tutaj ze sporą ilością tekstu, który stopniowo wyjaśnia wszystkie najważniejsze wątki. Twórca nie pozwala sobie na stosowanie półśrodków i zbędnych elementów scenariuszowych. Każda scena i każde wypowiedziane słowo ma jasno określony miejsce i cel. Tworzy on cyniczny i do bólu realistyczny obraz rzeczywistości Czarnego Lądu, gdzie życie ludzkie jest nic niewarte. Świat, w którym nikt nie może być pewny dnia następnego i niewielu bohaterów doczeka napisów końcowych. Wszystko to powoli kieruje odbiorcę w kierunku iście filmowego zakończenia, w którym na pewno nie zabraknie widowiskowej akcji i sporej dawki dramaturgii. Na dodatek jest ono na tyle odmienne od pewnych przyjętych standardów, że czytelnik może być mile zaskoczony.

W kontekście oprawy graficznej serii trudno nie być powtarzalnym w pewnych określeniach. Sylvain Vallée w rewelacyjny sposób potrafi przeskakiwać pomiędzy różnorodnymi scenami, wydobywając z nich należytą głębię. Niezależnie od tego, czy tworzy on kadry, w których piękna kobieta demonstruje wdzięki swojego ciała, czy też sceny gdzie na pierwszy plan wysuwają się świszczące kule, którym towarzyszy przytłaczający zapach śmierci, zawsze wspina się na wyżyny swoich możliwości. Ogromną zaletą komiksu jest również dość ciekawe operowanie ułożeniem kadrów, dzięki czemu wiele pokazanych momentów, nadbiera jeszcze większej dynamiki.

Katanga to naprawdę bardzo dobra seria komiksowa, na temat zalet, której nie ma większego sensu się rozpisywać. Na pytanie, czy warto sięgnąć po ową serię – jest tylko jedna możliwa odpowiedz: TAK. Tytuł powinien znaleźć się na celowniku każdego miłośnika dynamicznych opowieści graficznych, w której wartka akcja łączy się z bardzo dobrze przemyślanym i prowadzonym scenariuszem.

Radosław Frosztęga



Egzemplarz do recenzji dostarczyło wydawnictwo Taurus Media.

Froszti
20 kwietnia 2020 - 10:35