Już jakiś czas temu nakładem wydawnictwa Egmont na naszym rynku pojawił się pierwszy zbiorczy tomik komiksowej adaptacji Bloodborne. Pozycja, która znalazła wielkie uznanie pośród graczy na całym świecie, dosyć dobrze została również przyjęta przez rodzimych miłośników powieści graficznych. Pora więc sprawdzić, czy część druga serii utrzymuje równie wysoki poziom.
Dokładnie tak samo, jak w części pierwszej, album jest zbiorczym wydaniem opublikowanych wcześniej zeszytów (Bloodborne #9-16), które składają się na dwie historie Bloodborne vol 3. A Song of Crows oraz Bloodborne vol.4 The Veil, Torn Asunder. Nie zmienia się również nic, jeśli chodzi o obsadę twórczą (trio Aleš Kot – scenariusz, Piotr Kowalski – rysunki, Brad Simpson – kolory).
„Pieśń Wron”.
Pierwsza historia koncentruje się na postaci Eileen Wrony (Eileen the Crow), która doskonale powinna być znana miłośnikom gry. Nieustannie przemierza ona mroczne ulice Yharnam, gdzie szerząca się plaga zamienia wszystko w krwiożercze potwory, na które polują Łowcy. Jej zadaniem jest tylko jedno, eliminacja „myśliwych”, których dopadła choroba spopielonej krwi i sami stali się bestiami, na które polowali. W trakcie wykonywania swoich obowiązków spotyka ona wiele śmierci. Jednak moment, w którym natyka się na zwłoki zmasakrowanego Łowcy, ułożone w dosyć specyficznej pozie powoduje, że w jej głowie zaczynają pojawiać się kolejne pytania i niepewności. Poszukując prawdy, coraz mocniej zagłębia się ona w oparach własnego szaleństwa i próbuje za wszelką ceną, odnaleźć odpowiedz na jedno mocno nurtujące ją pytanie: „Kiedy to jest?”
Scenariusz przedstawiony z perspektywy Eileen, ukazany jest tutaj w formie nierozerwalnych serii wspomnieć i halucynacji, które przenikają się wzajemnie na poziomie czasu, nie pozwalając określić należytej kolejności. Sprawia to, że nie tylko świetnie zostaje podkreślony motyw rozszerzającego się szaleństwa bohaterki, ale również po części taki stan umysłu udziela się również odbiorcy. Aleš Kot stawia tutaj na minimalizm dialogowy (ilość tekstu jest tutaj naprawdę szczątkowa). Nie wyjaśnia on niczego w sposób nazbyt bezpośredni, pozwalając czytelnikowi wysnuć własne teorie. Kolejne kadry komiksu to jedna wielka tajemnica, która ma zostać odkryta przez odbiorcę (swoje znaczenie ma tutaj nawet ich ułożenie). Mocno surrealistyczna mieszanka wyrazistych mrocznych obrazów to ciągłe poszukiwanie ukrytego kontekstu i głębszego sensu, dzięki czemu każdy owo dzieło będzie odbierał zupełnie inaczej.
„Zerwana zasłona”.
Opowieść skupia się na bezimiennych bohaterze, który pełni tutaj rolę narratora prowadzącego czytelnika przez kolejne kadry komiksu, prezentujące jego życie i postawiony przed sobą cel. Całość zaczyna się od sceny, w której mężczyzna, siedząc samotnie w ogromnej bibliotece, studiuje kolejne stare księgi. Jego zdaniem, które sam sobie wyznaczył, jest odkrycie wielkich tajemnic wszechświata i prastarych bogów. W tym celu przemierza on najdalsze i najbardziej niebezpieczne zakątki świata, gdzie poznaje i dogłębnie bada pozostawione zabytki. Od dłuższego czasu prześladują go również mroczne wizje, w których rzeczywistość miesza się z koszmarami sennymi, gdzie czas i przestrzeń przestają mieć jakikolwiek znaczenie. Dzięki nim może on przebywać w najprzeróżniejszych miejscach (niezależnie od czasu), w których dzieje się coś „istotnego”.
Tym razem scenarzysta postanawia wykorzystać zdecydowanie mocniej „słowo pisane”. Nie oznacza to jednak, że dzięki temu historia nagle staje się przejrzysta. Wręcz przeciwnie, mamy tutaj do czynienia ze zdecydowanie najbardziej tajemniczą i niejasną opowieścią, która pojawiła się do tej pory w serii (wydanej w naszym kraju). Rozdział pod pewnymi względami porusza się wokół ukazanych już wcześniej tematów, starając się niektóre z wydarzeń zaprezentować z zupełnie nowego punktu widzenia, robi to jednak w sposób tak dziwny, że czytelnik będzie musiał naprawdę mocno skupić się na treści, aby odkryć zamysł twórcy. Pokrętna i zarazem fascynująca podróż bezimiennego bohatera, zaserwowana w zawrotnym tempie, zdecydowanie powinna przypodobać się osobom, które miały wcześniej do czynienia z grą i pewne aspekty scenariusza będą dla nich jasne, cała reszta będzie tutaj raczej dosyć mocno zagubiona.
Ocena scenariuszowa całego drugiego tomu serii Bloodborne, jest dosyć mocno zależna od tego, kto zdecyduje się sięgnąć po ten tytuł. Aleš Kot wyraźnie od samego początku celuje w target osób, które miały do czynienia z growym pierwowzorem. Jego scenariusze są pod wieloma wędami intrygujące, jednak pełne również niedopowiedzeń, uproszczeń i pominięć, które są możliwe do uzupełnienia jedynie przez osobę mającą przyjemność zwiedzania cyfrowego świata gry. Nie ma więc co ukrywać, że jeżeli nigdy wcześniej nie miało się do czynienia z dziełem From Software i nie zamierza się tego robić, to zaserwowane tutaj historie będą delikatnie mówić dosyć przeciętne i raczej nie polecałbym zakupu komiksu dla samej fabuły.
Zgoła inaczej sprawa wygląda, jeśli weźmiemy pod uwagę oprawę graficzną, za którą odpowiedzialny jest nasz rodak Piotr Kowalski. Jego rysunki powodują całe spektrum emocji, począwszy od zachwytu na strachu kończąc. Nie można zapomnieć jednocześnie o ich hipnotyzującej aurze, która powoduje iż trudno oderwać od nich wzrok. Kolejna plansze to prawdziwe dzieła sztuki, z których wylewa się niesamowity klimat, którego nie powstydziłby się sam H.P. Lovecraft (do którego twórczości zresztą można znaleźć tutaj pewne nawiązania).
Podsumowując: Bloodborne Tom 2: Pieśń Wron to bardzo specyficzne i ciężkie w odbiorze dzieło pod względem scenariusza, które powinno przypaść do gustu tylko fanom gry. Jeśli jednak fabuła nie jest dla kogoś najważniejsza, a liczą się tylko piękne i klimatyczne rysunki, to zdecydowanie warto poszukać wolnych środków pieniężnych i pod tym względem raczej nikt nie powinien być zawiedziony.
Jeśli ktoś nie jest fanem gry, z oceny końcowej powinien odjąć połówkę punktu.
|
Radosław Frosztęga
Egzemplarz do recenzji dostarczyło wydawnictwo Egmont.