Recenzja filmu Zła edukacja - niegrzeczny pan profesor Hugh Jackman - fsm - 10 maja 2020

Recenzja filmu Zła edukacja - niegrzeczny pan profesor Hugh Jackman

HBO jest znane z produkowania mniejszej ilości treści niż Netflix, ale zazwyczaj ta treść jest wyższej jakości. No i raczej ogranicza się do seriali i dokumentów, podczas gry "czerwone N" wypluwa dziesiątki produkcji miesięcznie, a wśród nich wiele filmów. HBO na szczęście od firmowania pełnometrażowych produkcji nie stroni, czego dowodem jest najnowsza premiera z logo HBO Films - Zła edukacja z Hugh Jackmanem. Obraz reklamowany jest jako czarna komedia, ale więcej prawdy będzie w uznaniu jej za dramat z delikatnymi elementami humoru. Zaś najwięcej prawdy jest w samym scenariuszu, bowiem Zła edukacja jest filmem bazującym na faktach.

[uwaga, będą małe spoilery]

Filmy opowiadające prawdziwe historie można oglądać dwojako - albo zna się fakty i oczekuje pewnego sposobu ich przedstawienia, albo opowieść i wydarzenia poznaje się dopiero w trakcie oglądania. Ja o finansowym przekręcie, który wybuchł w USA w 2004 roku, nie słyszałem, więc scenariusz był dla mnie na tyle zaskakujący, by gotowe dzieło oglądało się z dużym zainteresowaniem. Ale po kolei.

Roslyn High School to jedna z tych placówek, które niestrudzenie dążą do bycia najlepszą nie tylko w okręgu, ale w całym kraju. Ogromna zasługa leży nie tylko w zdolnych uczniach, ale świetnych nauczycielach i administratorach. Frank Tassone jest kuratorem odpowiedzialnym za tą właśnie placówkę, który jest piekielnie skuteczny w wydobywaniu z dzieciaków tego, co najlepsze. Doskonale zarządza, rozmawia, zna wszystkich uczniów i rodziców, pozyskuje sponsorów... Jest gwiazdą. Gdy przypadkowa transakcja ujawnia, że ktoś z administracji szkoły wykorzystuje publiczne fundusze w prywatnych celach, robi się ciekawie. Ale gdy wychodzi na jaw, że to grany przez Jackmana Frank jest najgrubszą rybą w tym stawie i to o jego przekrętach będą mówić media, robi się całkiem ekscytująco.

Na trop skandalu wpada uczennica z lokalnej gazetki, zachęcana przez samego pana kuratora by drążyć temat i nie poprzestawać na napisaniu laurki wychwalającej projekt nowego łącznika między budynkami szkoły. Mała sensacja robi się wielka, a filmowa historia wpada do worka z napisem "aż dziwne, że to się wydarzyło naprawdę". Dla dramatu bazującego głównie na dialogach, rysowaniu charakterów postaci i podpieraniu tego wszystkiego zimnymi faktami, to duża zaleta. Zła edukacja jest filmem, który się najzwyczajniej w świecie dobrze ogląda, mimo braku efektownych scen, aktorskich szarż czy niebywałych zwrotów akcji.

Najjaśniej świeci Hugh Jackman, którego Frank Tassone jest cudownie dwulicowy i swoją postawą prowadzi widzów od momentu przyjemnego początku przez wiarygodne niedowierzanie, aż po ujawnienie swojej prawdziwej twarzy. W recenzjach pojawiały się zachwyty nad rzekomą rolą życia aktora. Zła edukacja nie jest aż tak dobrym filmem, a ta rola nie wyprzedza jakoś wyraźnie innych ról Australijczyka, ale to potraktujcie jako komplement - Jackman jest po prostu ciągle dobry. Tak samo, jak dobra strona techniczna – wszystko zostało rzetelnie nakręcone, zmontowa i udźwiękowione. Scenariusz jest zacny, bo napisało go życie (banał, który się sprawdza), aktorsko jest bardzo dobrze, ale bez zaskoczeń, a wszystko to umiejętnie spiął młody reżyser Cory Finlay, który za pazuchą ma tylko jeden inny film (dreszczowiec Panny z dobrych domów, dostępny na Netfliksie).

Ujmując sprawę boleśnie prosto: Zła edukacja to dobry film o złym procederze, którego prawdziwość tylko dodaje pikanterii. Mocne siedem i pół w dziesięciostopniowej skali.

fsm
10 maja 2020 - 10:48