Recenzja: Belit. Era Conana. Tom 1 - Froszti - 25 czerwca 2020

Recenzja: Belit. Era Conana. Tom 1

Howardowska mitologia Conana to nie tylko wojowniczy Cymeryjczyk, ale również kilka innych dosyć ważnych dla świata i samego barbarzyńcy postaci. Jedną z nich jest Bêlit ponętna niewiasta, która stała się prawdziwym postrachem mórz i oceanów. Nikogo więc nie powinien dziwić fakt, że otrzymała ona swoją własną komiksową serię.

Bêlit już jako mała dziewczynka, mocno wyróżniała się na tle swoich rówieśników. W głowie nie były jej zabawy, ale przemożna chęć przemierzania niezbadanych akwenów i polowania na krwiożercze podwodne potwory. Jej wesołe dzieciństwo u boku ojca wielkiego admirała Atrahasisa, skończyło się pewnego dnia, kiedy to rodzić zginął w pewnych tragicznych okolicznościach. Od tego momentu jej całe życie skupiło się na realizacji marzenia zostania największą królową piratów, jaką widział świat. Coraz większa sława przychodzi z kolejnymi pokonanymi potworami, wraz z nią pojawiają się również poważne kłopoty, z którymi będzie musiała ona sobie jakoś poradzić, często ryzykując życie zarówno swoje, jak i całej załogi.

Głównej bohaterki tytułu raczej nie trzeba przybliżać wielkim fanom twórczości Roberta E. Howarda. Kilka słów wyjaśnienia należy się jednak mniej zorientowanym miłośnikom komiksów. Bêlit pomimo tego, że pojawiła się tylko w jednym opowiadaniu o Cymeryjczyku, stała się bardzo ważną postacią w całej mitologii. Była ona zarówno kochanką, jak i partnerką Conana, która dorównywała mu jednakowo pod względem temperamentu, oraz szaleństwa. To właśnie może dzięki temu barbarzyńca obdarzył ją uczuciem, którego nie zaznała żadna inna kobieta u jego boku.

Biorąc pod uwagę znaczenie postaci, jak i intrygujący zarys fabularny przedstawiony powyżej, można spodziewać się naprawdę udanego tytułu. Prawda jest niestety jednak o wiele bardziej skomplikowana. Jeśli uznamy „Bêlit” za oddzielną piracką historię w klimatach fantasy, to kreuje się nam obraz całkiem dobrego tytułu, zapewniającego chwilę rozrywki. Jeżeli jednak popatrzymy na tomik przez pryzmat uniwersum, do którego należy i porównany z nim wcześniej wydane komiksy, kreuje się nam obraz mocnej przeciętności. Najlepiej całość będzie tutaj podsumowywać parafraza pewnego znanego tytułu: „To nie jest komiks dla starych fanów Conana”.

Tini Howard (scenariusz) do spółki z rodzimą artystką Katarzyną Niemczyk (rysunki) stworzył dzieło, w którym występuje bohaterka o aparycji ponętnej młodej niewiasty i umyśle rozwydrzonego dziecka, które tupie nóżką żądając nowej zabawki i obrażając się na cały świat w momencie, kiedy zachcianka nie zostaje zrealizowana. Taka kreacja bohaterki już od samego początku będzie mocno kuła w oczy ortodoksyjnych fanów oryginału. Cała jej osobowość i charakterność wydaje się tutaj bazować na jej upartości i wielkim egoizmie, co niekoniecznie przysporzy jej sympatie czytelników.

Jej wybuchowy i dosyć prostacki charakter jeszcze można zrozumieć, ze względu na specyfikę jej zajęcia (zresztą w świecie Conana nie wiele jest „spokojnych” osób, które wystarczająco długo żyły). Większym problemem jest jednak sama historia, która momentami jest mocno chaotyczna, a niektóre pokazane wydarzenia z jej życia wydają się dodane na siłę, aby tylko jakoś wpleść jej postać do świata Conana.

Jest to tylko moje subiektywne odczycie i być może jest ono całkowicie błędne. Mam jednak wrażenie, że Marvel mając już w swoim portfolio przygody barbarzyńcy, które raczej kierowane są do mniejszych i większych „chłopców”, postanowił poszerzyć swoją ofertę o spin-off dedykowany nastolatkom płci przeciwnej. Początkowo pojawia się tutaj pewna drobna doza popularnych ostatnio „feministycznych” treści, jednak z każdą kolejną stroną mocno się ona zatraca, tak jakby autor nie miał na nią większego pomysłu.

Trochę do życzenia pozostawia również oprawa graficzna, która jak na mój gust jest za bardzo „młodzieżowa”. Nie można oczywiście na temat warstwy plastycznej napisać „brzydka”, jednak nadmiar kolorów i trochę ugrzeczniony styl, znacząco odbiega od tego, co można było zobaczyć w innych tytułach. Mrocznej i bardziej krwawo robi się dopiero pod sam koniec.

Jakość serii będzie można co prawda dopiero oceniać po przeczytaniu kolejnych tomów. Jednak Belit. Era Conana. Tom 1 wypada dość przeciętnie i trudno będzie mu na tyle zainteresować fanów „Conana”, aby byli oni chętni wydać pieniądze na zakup następnych albumów.

„To nie jest komiks dla starych fanów Conana”

Froszti
25 czerwca 2020 - 10:24