Recenzja mangi Kulinarne Pojedynki #6-#10 - Froszti - 16 listopada 2020

Recenzja mangi Kulinarne Pojedynki #6-#10

Solidna porcja aromatycznej treści, która powinna zadowolić wysublimowane podniebienia miłośników prostych, dobrych i niebywale przyjemnych mang. Czyli recenzja kolejnych tomów serii Kulinarne pojedynki.

W Akademii Tootsuki nie ma czasu na odpoczynek i regenerację zszarganych nerwów. Ledwo co skończył się morderczy kulinarny obóz, to na horyzoncie pojawiają się niebywale ważne Jesienne Wybory. Nie będzie tutaj jednak za grosz „demokracji”, w kulinarnym pojedynku będą brać udział tylko wybrane jednostki, pretendujące o miano najlepszego. Pośród młodych wschodzących gwiazd nie może oczywiście zabraknąć całej plejady znanych i lubianych postaci. Souma i kilku innych przedstawicieli internatu Gwiazdy Polarnej, będą mieli okazję pokazać swoje kulinarne zdolności. Wyzwanie, jakich ich czeka nie będzie jednak łatwe, bo po przeciwnej stronie znajdą się równie mocno utalentowani młodzi kucharze. Zasadniczo scenarzysta serwuje nam tutaj dość klasyczny schemat historii tak charakterystyczny dla całej serii. Obok kuchennym zmagań znalazło się tutaj również miejsce dla pewnej odskoczni, którą jest niespodziewana wizyta ojca głównego bohatera. Tym samym dowiadujemy się trochę o jego przeszłości i dlaczego jego „syn” tak mocno zdeterminowany jest, aby wspiąć się na szczyt. Baczne oko obserwatora i miłośnika popkultury japońskiej dostrzeże w treści również kilka dość żartobliwych odniesień do innych tytułów. Nie zabraknie oczywiście tutaj solidnej porcji humoru i szczypty „gorących” wdzięków młodych nastolatek.

W tomiku siódmym eliminacje do Jesiennych Wyborów trwają w najlepsze, a wybrane osoby mierzą się w niebywale wymagających i wciągających kulinarnych pojedynkach. Tylko garstka z nich będzie miała okazję zawalczyć w niedalekiej przyszłości o miano kuchennego geniusza. Zanim jednak to nastąpi, muszą oni pokazać swój kunszt i dostać się do następnej rundy. Souma jak to w jego stylu bywa, jest mocno pewny swoich zdolności i ma ku temu powodu. Nie może jednak nie doceniać swoich przeciwników, którzy mogą mu zagrozić. Ranking eliminacji ciągle się zmienia, więc większość uczestników do samego końca nie będzie mogła być pewna swojego awansu. Swoje ponadprzeciętne zdolności kulinarnej prezentują w tej części również inni członkowie Gwiazdy Polarnej, którzy doskonale potrafią wykorzystać swoje predyspozycje. O ile awans głównego bohatera scenariuszowo jest dość przewidywalny, to już w innych przypadkach czytelnik nie będzie mógł być niczego tak bardzo pewnym.

Część ósma serii to finał początkowych zmagań o prawo uczestnictwa w Jesiennych Wyborach. Souma walczy ze szkolnym mistrzem aromatu, nie specjalnie wiele sobie z tego robi i ponowie mocno zaskakuje swoim daniem. Kiedy wszystko jest już jasne i wiadomo jaka ósemka wystąpi w wyborach, twórca serii pozwala czytelnikowi na chwilę fabularnego odpoczynku. Oczywiście musi być od w kuchni, gdzie Souma i Megumi kształcą młodych adeptów gastronomii. Jest to doskonały relaks przed prawdziwą walką, gdzie chłopak zmierzy się z naprawdę mocno wymagającym „wrogiem”. Alice Nakiri specjalistka od kuchni molekularnej wydaje się murowaną faworytką pojedynku. Tak wysoko postawiona poprzeczna jeszcze mocniej motywuje bohatera do wytężonej wali, w której zwycięzca może być tylko jeden.

Początek tomu dziewiątego to ostateczny wynik wspomnianego pojedynku. Dużo ciekawiej i bardziej nieprzewidywanie robi się dalej, kiedy to mierzą się pozostałe pary, gdzie wyniki nie są już tak bardzo przewidywalne. Każdy z młodych uczniów Akademii daje jednak z siebie wszystko, pokazując tym samym, że przyszłość należy do nich.

Część dziesiąta to nie tylko dalsze fabularne rozwinięcia rozpoczętych pojedynków, ale również solidna porcja dramatyzmu, która dotyka niektórych bohaterów. Półfinały dla Soumy stają się nie tylko drogą na szczyt, ale również momentem, w którym będzie kształtować się cała jego przyszłość. Jego przeciwnik jest bowiem nie tyle utalentowany ile bardzo przebiegły i pokonywał on o wiele lepszych od siebie „kucharzy”. Ostateczny wynik jest raczej przesądzony, nie oznacza to jednak, że będzie łatwo i przyjemnie. Bohater będzie musiał się trochę napracować i napocić, a czytelnik będzie miał okazję oglądać kolejne wspaniale wyglądające potrawy.

Nie ma co ukrywać faktu, że kolejne tomy serii Kulinarne pojedynki to ogromna schematyczność, w której główny bohatera zawsze wchodzi zwycięsko z każdego pojedynku. Taki już urok bardzo wielu shounenów i niewiele w tej kwestii się zmienia. Najważniejsze jest jednak to, że pomimo fabularnej wtórności mangę nadal bardzo przyjemnie się czyta, a kolejne tomiki pochłania się z niekłamaną przyjemnością. W recenzowanych częściach obok „standardowych” kulinarnych pojedynków, masy humoru i elementów z „podtekstem”, autor zamieścił również sporą dawkę retrospekcji, pozwalając tym samym lepiej poznać przeszłość niektórych bohaterów. Każdego z nich miał inne dzieciństwo (nie zawsze przyjemne), dzięki czemu są oni jeszcze bardziej zdeterminowani, aby wygrywać. Ciekawymi dodatkami fabularnymi są również umieszczone na końcu każdego albumu krótkie historie pokazujące humorystyczne epizody niektórych postaci.

Jeśli chodzi o oprawę graficzną, to seria od samego początku mogła poszczycić się naprawdę świetnie wykonanymi rysunkami i w tej kwestii nic się nie zmieniło. Zarówno „dania”, jak i projekty postaci to prawdziwe mistrzostwo. Niewątpliwie Shun Saeki najlepiej kreśli wdzięki młodych dam, gdzie widać jego ogromne doświadczenie w rysowaniu mang dla dorosłych. Jedyny element, do którego można się przeczepić w kwestii rysunków to tła (albo raczej prawie ich brak).

Kulinarne pojedynki tomy #6-#10 to nic innego jak kolejna solidna porcja aromatycznej, prostej, ale bardzo przyjemnej mangowej historii, która co prawda niczym nie zaskakuje, ale nadal zapewnia czytelnikowi masę radości i relaksu. Jeżeli jeszcze ktoś nie miał okazji sprawdzić tytułu, a chce czegoś na rozweselenie, to czym prędzej powinien nadrobić zaległości.

Aromatyczna, smakowicie wyglądająca prosta porcja mangowej rozrywki.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie mangi do recenzji.

Froszti
16 listopada 2020 - 10:57