Każdy kolejny wydany tomik serii Magi: Labirynth of Magic przybliża nas do wielkiego i ostatecznego finału tej mangi. Autorka na przestrzeni wszystkich wydanych części wielokrotnie zmieniała kierunki rozwoju swojego pomysłu, ostatecznie udało się jej jednak stworzyć coś, o czym będziemy długo pamiętać.
Część #31 skupia się na wytężonej pracy Alibaby, który zaraz po tym, jak powrócił do cielesnego świata żywych, rzucił się w wir nowych zadań i obowiązków. Stara się on za wszelką cenę pomóc w odbudowie cesarstwa Kou, co nie jest taką łatwą sprawą. Jedyną nadzieję na sukces jest stworzenie sieci magicznych portali, dzięki których dawne imperium będzie mogło eksportować swoje dobra. Na jego drodze staje wiele dobrze znanych postaci, z których wiele można nazwać swoimi przyjaciółmi. Jest to Sindbad będący wielkim władcą nowego świata czy wyrośnięty Aladyn, który już w niczym nie przypomina niesfornego chłopca. W odsłonie tej najlepiej widać jak seria kolejny raz mocno ewoluowała. Wielkie krwawe wojny pomiędzy państwami zostały zamienione na potyczki handlowe. Plotki, intrygi, handlowe negocjacje, dyplomatyczne rozmowy, wszystko to będzie miał tu swoje miejsce. Każda kolejna przeczytana strona to nie tylko nadal świetne rysunki, ale również prawdziwa ściana tekstu. Dotychczasowa „widowiskowość” schodzi na dalszy plan, ustępując miejsca coraz mocniejszemu rozwijaniu pobocznych wątków. Shinobu Ohtaka łączy tutaj przeszłość i teraźniejszość, ujawniając czytelnikowi wiele faktów mających go przygotować na ostateczny finał. Seria stała się więc dość wymagająca fabularnie, to czy uznamy to za wadę, czy zaletę to już sprawa czysto indywidualna. Bardziej dojrzały czytelnik powinien być raczej zadowolony i pochłaniać kolejne części z wielkim zainteresowaniem.
Kolejna odsłona powraca trochę do utartych i sprawdzonych schematów. Świadczyć o tym może sam początek tomiku #32, kiedy to w mocno widowiskowy sposób pokazana jest potyczka ze złą Arbą, która do słabych przeciwników nie należy. Widowiskowa walka jest jednak tylko przystawką do najważniejszego, czyli ponownego spotkania trójki bohaterów: Aladyna, Alibaby i Morgiany. W tle tych wydarzeń oczywiście dzieje się o wiele więcej i kilkukrotnie odbiorca będzie mocno zaskoczony rozwinięciami scenariusza. Autorka nadal serwuje nam historię, w której każdy nawet najdrobniejszy wątek czy element ma swoje znaczenia dla całości opowieści. Zanurzamy się tutaj w kolejne spiski, intrygi, tajemnice, międzypaństwową dyplomację czy ważne dla tytułu elementy z zakresu „religii”. Jest więc na tyle wymagająco, że nie można sobie pozwolić nawet na chwilę rozluźnienia i całość trzeba śledzić z naprawdę wielką uwagą. Ogromną zaletą serii jest to, że nadal nie można ostatecznie przewidzieć, jak będzie wyglądał finał, dzięki czemu każdy kolejnym tomik pochłania się z ogromną ciekawością.
Odsłona #33 stara się balansować pomiędzy bardziej wymagającą i angażującą treścią a momentami większej widowiskowej akcji. W przeciwieństwie do poprzedniej części tutaj jednak autorka kładzie większy nacisk na dialogi, rozwinięcia fabularne i pokazanie postaci przez pryzmat ich planów (które nie zawsze udaje się zrealizować). Najlepiej jest to tutaj widoczne na przykładzie Sindbada, którego wizja świata idealnego zaczyna się coraz mocniej kruszyć. Nie pozostaje mu więc nic innego jak wyruszyć do Świętego Pałacu, aby rzucić ostateczne wyzwanie siłom, z którymi lepiej nie zadzierać. Jednym z nich jest dawno niewidziany na łamach serii Ugo, który pilnie strzeże wielkich tajemnic. Pokazane tutaj następujące po sobie wydarzenia pozornie mogą być dość nieracjonalne i zaskakujące. Jeśli jednak ktoś śledzi serię od samego początku i z uwagą czytał ostatnie części, dostrzeże w scenariuszu wiele elementów, w których autorka zawarła pewne poszlaki, mogące naprowadzić czytelnika na to, jak będzie wyglądać końców serii. Magi jest jednak mangą, w której niczego nie można być pewnym i może ona jeszcze ulec zaskakującej przemianie.
Na temat warstwy graficznej poszczególnych opisywanych tomików czy rodzimego wydania, nie ma sensu się mocno rozpisywać. Rysunki są bowiem na takim samym wysokim poziomie jak zawsze, zapewniając odbiorcy wyrazistą dawkę zachwytu wizualnego. Co do tomików to Waneko kolejny raz stanęło na wysokości zadania i dostarczyło na rynek solidnie przygotowane części.
Magi: Labirynth of Magic #31-#33 to dawka popkulturowej rozrywki, której lektura jest niebywale satysfakcjonująca i wywołująca szeroki uśmiech zadowolenia na twarzy. Oczywiście wszystko to pod warunkiem, że komuś spodobały się zmiany, jakie zawsze w serii na przestrzeni kolejnych części. Dla mnie osobiście jest to największy mangowy „guilty pleasure”, który już zawsze będę wymieniał w gronie najlepszych komiksów, jakie przeczytałem.
Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie mangi do recenzji.