Recenzja filmu Pasażer nr 4 - prawie się udało - fsm - 28 kwietnia 2021

Recenzja filmu Pasażer nr 4 - prawie się udało

Netflix obiecał w 2021 roku zasypać widzów nowymi filmami. Premier jest faktycznie dużo (ale czy więcej, niż np rok temu?), choć tych firmowanych przez światowej sławy aktorów i aktorki jakby nieco mniej. Najnowsza netfliksowa propozycja - film Pasażer nr 4 - należy do kategorii "pewnie trafiłaby do kin" i podąża ścieżką wytyczoną kilka miesięcy temu przez Niebo o północy George'a Clooneya.

To ostatnie stwierdzenie oznacza dwie rzeczy: oba filmy są powolnymi, spokojnymi dramatami sci-fi i oba nie są tak dobre, jakbym sobie tego życzył. Ale seansu nie żałuję, bo Stowaway (to oryginalny tytuł) sporo rzeczy robi dobrze.

Przed nami trzyosobowa misja na marsa. Zoe, lekarka, David, specjalista od roślin i "robienia tlenu", Marina, dowódca, właśnie opuszczają Ziemię i wyruszają w trwającą kilka miesięcy podróż na Czerwoną planetę. Do domu wrócą za dwa lata. Cel - rozbudowanie ustanowionej wcześniej kolonii. Problem - na statku jest nieproszony gość, tytułowy pasażer, którego obecność zaważy na powodzeniu całego przedsięwzięcia.

Joe Penna, reżyser stojący za wcześniejszą Arktyką z Madsem Mikkelsenem, stworzył film oparty o pomysł "czy można zabić kogoś w kosmosie, jeśli wymaga tego większe dobro". Wszystko było analizowane z wielu perspektyw, przy wsparciu specjalistów od aeronautyki, misji załogowych, kosmicznej fizyki itp. Pasażer nr 4 miał być filmem naukowo prawdopodobnym, bez żadnych wymysłów, efektownych wybuchów, kosmitów. Dramat rozpisany na cztery postacie zamknięte na małej powierzchni. I poniekąd się udało, choć w czasie oglądania filmu pojawiają się pytania, na które nie ma odpowiedzi nawet ze strony specjalistów. Innymi słowy - głupotek uniknąć się nie udało, puryści będą niezadowoleni.

A co z resztą? Film trwa dwie godziny i pierwsze 90 minut jest bardzo spokojne, potencjalnie usypiające, choć rozwój akcji i poznawanie bohaterów wyszło przyzwoicie. Pytanie, jakie stawia scenariusz, też sa bardzo interesujace. Z kolei wszystkie braki w napięciu i efektowności nadrabia końcówka filmu, która jest fantastycznie nakręcona i trzymająca za gardło. Trzeba jednak przymknąć oko na to i owo. Oczu nie trzeba za to przymykać studiując aktorskie kreacje, bo cała ekipa - Toni Collette, Daniel Dae Kim, Anna Kendrick i Shamier Anderson - spisała się na medal, ale tutaj też musi być "ale". Anna Kendrick jest przesympatyczna i zagrała przekonująco, ale sam fakt zaangażowania jej do tego typu filmu trochę mi nie pasował. Kendrick nie jest aktorką "kosmiczną", ona jest komediowo-dramatyczna i zdecydowanie "naziemna".

Pasażer nr 4 to niezła próba przywołania wspomnień po wielkich filmach sci-fi sprzed kilku lat, ale - tak samo jak w przypadku Nieba o północy - autorzy nie dali rady dowieźć tematu do samego końca. Czuć niezrealizowany potencjał, choć seansu nie uważam za stratę czasu. Głód kosmicznych podróży został chwilowo zaspokojony.

fsm
28 kwietnia 2021 - 10:20