Recenzja mangi Miecz zabójcy demonów #7-#8 - Froszti - 18 lipca 2021

Recenzja mangi Miecz zabójcy demonów #7-#8

Realia Japonii, krwiożercze demony, widowiskowa akcja i ciekawie prezentujący się bohaterowie. To wszystkie elementy, które sprawiają, że seria Miecz zabójcy demonów cieszy się na całym świecie tak wielką popularnością. Każda odsłona mangi wypatrywana jest z wielką ciekawością. Pora więc bliżej przyjrzeć się części siódmej i ósmej i zobaczyć co mają one do zaoferowania.

Siódma odsłona cyklu rozpoczyna się dość spokojnie, tak aby odpowiednio przygotować czytelnika na naprawdę ciekawe wydarzenia. Wyleczenie ran i wzmożony trening pod okiem Filarów dobiega końca. Młodzi „zabójcy demonów” nabrali stosownego doświadczenia, które powinno być im pomocne już w najbliższej przyszłości. Ich nowym zadaniem jest dostanie się do Wiecznego Pociągu, gdzie czekać będzie na nich Filar Płomienia. Podróż „niesamowitym” środkiem transportu nie będzie jednak należeć do najprzyjemniejszych. Szybko bowiem okazuje się, że cały pociąg został opanowany przez potężnego demona, który zagraża nie tylko pasażerom, ale również nieświadomym jego obecności „łowcą”. Niespodziewanie zostają oni uwięzieni we własnych snach, które z każdą kolejną chwilą mogą przerodzić się w prawdziwy koszmar.

Zdecydowanie największą zaletą tej części serii jest sekwencja pokazująca sny bohaterów. Każdy z nich zostaje uwięziony w wykreowanej przez siebie rzeczywistości, gdzie mogą czuć się oni bezpiecznie i szczęśliwie. Autor w ten dość interesujący sposób łączy lekką nutę humoru i wciągającą fabułę, w której nie zabraknie wyrazistej emocjonalności. „Senne” sceny pokazują nie tylko jak wielki bagaż przykrych doświadczeń dźwigają bohaterowie na swoich barkach, ale również jak przykra przeszłość determinuje ich do ciągłej walki. Oczywiście jak na dobry shōnen przystało, nie zabrakło tutaj również solidnej porcji widowiskowej akcji. Pociąg staje się idealną scenerią do walk na wielu płaszczyznach, gdzie każda z postaci stara się dać z siebie wszystko (nie zawsze będąc tego świadoma). Nie mogą oni również zapomnieć o otaczających ich niewinnych pasażerach, tym samym nie będąc wstanie wykorzystać w pełni swoich zdolności. Niczego złego nie można również napisać na temat warstwy graficznej. Tomik epatuje niezłym mrocznym klimatem i sporą dawką krwawych scen, które stały się już integralną częścią całej serii. Biorąc pod uwagę ogólną prostotę rysunków, to twórca potrafi z nich wydobyć naprawdę duże pokłady nietuzinkowości.

Początek tomiku ósmego to kulminacyjny moment walki Tanjirou i Inosuke, kończący tym samym dość widowiskowy wątek historii. Czytelnik na pewno nie będzie mógł jednak narzekać tutaj na nudę, bo szybko na scenie pojawia się nowy groźny przeciwnik, którego nikt się tutaj nie spodziewał. Naprzeciwko niego staje Rengoku, mogący nareszcie pokazać pełnie swoich zdolności. Nie zdradzając zbyt wiele z fabuły, można jedynie dodać, że czytelnik uraczony zostanie tutaj kilkoma naprawdę mocnymi zwrotami akcji. Autor mangi obok samej walki zdecydował się również pokazać pewne wycinki przeszłości tego bohatera, co powiązane jest z pewną emocjonalnością scenariusza, która mocniej przebija się na pierwszy plan w drugiej części tomiku. Całość zawartej tutaj historii jest dość krótka i szybko się ją czyta, końcówka mangi to zaś początek ciekawie zapowiadającego się nowego wątku. Pod względem rysunków tomik to sprawdzone „klimaty”, które doskonale pasują do zawartej tutaj opowieści, łącząc prostotę z doskonałym pokazaniem dynamiki walk.

Miecz zabójcy demonów tomy #7 i #8 są więc solidnymi pozycjami, które nadal podsycają wielką ciekawość czytelnika, co będzie dalej i zapewniają mu sporą dozę widowiskowej rozrywki. Jak na razie seria prezentuje się znakomicie i pozostaje mieć nadzieje, że tak będzie dalej.

Solidna dawka widowiskowej akcji oraz kilka bardziej emocjonalnych wątków, które potrafią zaciekawić czytelnika.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie mangi do recenzji.

Froszti
18 lipca 2021 - 11:23