Recenzja mangi Fire Force #9-#10 - Froszti - 20 lipca 2021

Recenzja mangi Fire Force #9-#10

Ognista historia nabiera mocnego rozpędu, tomiki dziewięć i dziesięć serii Fire Foce wypełnione są więc masą akcji, która powinna zadowolić spore grono fanów dynamicznych mang.

Tomik dziewiąty to znaczące rozwinięcie wątku ósmej kompanii, która wkracza do Netheru (bazy wroga), aby zmierzyć się z nim na jego terenie. Dla czytelnika oznacza to naprawdę dużo akcji, walk i zaskakujących zwrotów fabularnych. Jeśli do tej pory dla kogoś tytuł był mało wyrazisty, a pokazana w nim „ognista” przemoc zbyt słaba, to po lekturze tej części na pewno nie będzie miał powodów do narzekania.

Tomik wypełnia kilka różnych walk. Niektóre z nich są przesycone lekką nutą humoru, inne stawiają na dużą dynamikę lub mocno zaskakujący przebieg starcia. Różni członkowie ósemki mają tutaj okazję pokazać pełnię swoich zdolności oraz tego, jak mocno zdeterminowani są do osiągnięcia sukcesu. Wszystko to jednak i tak jest tylko przystawką do najważniejszej potyczki pomiędzy Shinrą i jego młodszym bratem. To właśnie ten moment historii jest kulminacyjny, najbardziej ekscytujący i potrafiący wywołać na twarzy czytelnika szczery uśmiech zadowolenia. Wraz ze świetnie pokazanymi walkami, twórca postanowił odkryć również przed czytelnikami pewne tajemnice historii. Plan wroga zaczyna nabierać coraz wyraźniejszych kształtów, tym samym jeszcze mocniej motywując strażaków do walki. Nie wszystkie „karty” zostają jednak odkryte. Ciągle w historii jest wiele tajemnic, które będą napędzać naszą ciekawość.

Tomik dziesiąty w przeważającej większości nadal skupia się na dokończeniu wątku walki ósemki w podziemnych tunelach (głównie starciu dwóch braci). Podobnie jak w poprzedniej części jest więc mocno widowiskowo i zaskakująco. Tym razem jednak twórca obok samej akcji postanowił zaserwować odbiorcy również pewną porcję retrospekcji przeszłości głównego bohatera. Mamy dzięki temu okazję zobaczyć jego relacje z bratem oraz to jak był traktowany przez otoczenie po śmierci swoich bliskich. Taka przeszłość ma ogromny wpływ na jego obecne zachowanie i nic dziwnego, że jest on gotowy do największych poświęceń. Bagaż przykrych doświadczeń dodaje mu siły, aby przekraczać swoje limity i stawać się coraz potężniejszym. Przekraczanie pewnych barier może nieść ze sobą jednak pewne bardzo groźne konsekwencje, o których będzie można się przekonać pod koniec tego tomiku. W tomie tym autor przedstawił również kluczowe elementy budowanego przez siebie świata, dając tym samym większy obraz całości. Na pewno nie pozwala to jednak na snucie przypuszczeń jak seria może potoczyć się dalej, bo w historii nadal drzemie sporo niedopowiedzeń i tajemnic.

W kwestiach wizualnych oba tomiki podobnie jak zamieszczona w nich historia mocny nacisk kładą na widowiskowość. Akcja potrafi wizualnie zachwycać, chociaż w kilku momentach kadry są moim zdaniem trochę zbyt mocno przeładowane, co utrudnia ich całościowy odbiór. W przypadku projektów postaci nadal prezentują się one znakomicie i w tym aspekcie graficznym nie można mieć nic do zarzucenia tytułowi. Niczego złego nie można również napisać na temat rodzimego wydania, które jest dopracowane w najdrobniejszych detalach (podobnie jak wcześniejsze odsłony).

Fire Force pozostaje więc nadal solidnym mangowym shonenem, który zapewnia odbiorcy mnóstwo widowiskowych scen akcji, wciągającej historii i dobrze napisanych bohaterów. Jeśli więc ktoś pożąda tego typu rozrywki, to zdecydowanie powinien sięgnąć po tą serię.

Solidna dawka „ognistej” akcji, która jeszcze mocniej podkręca tempo historii i oferuje czytelnikowi masę niezapomnianych mangowych wrażeń.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie mangi do recenzji.

Froszti
20 lipca 2021 - 12:06