Recenzja mangi Dororo i Hyakkimaru #4 - Froszti - 26 lipca 2021

Recenzja mangi Dororo i Hyakkimaru #4

Fani samurajskich klimatów i twórczości Osamu Tezuki, po krótkiej przerwie ponownie mogą zagłębić się w historię wojownika polującego na demony. Na rynku dostępna jest bowiem czwarta część serii Dororo i Hyakkimaru.

Końcówka części trzeciej obfitowała w naprawdę mocną akcję, która zakończyła się w dość kluczowym momencie. Ranni bohaterowie, których życiu zagrażało poważne niebezpieczeństwo, zostali uratowani przez Mio. Kobietę która poświęciła się ratowaniu niewinnych, prowadząc sierociniec w starej opuszczonej świątyni. Pod jej dachem znaleźli oni chwilę tak potrzebnego odpoczynku. Szczególnie było to ważne dla Dororo, którego organizm potrzebował chwili intensywnego wytchnienia. Pod opieką Mio młody bohater znalazł również masę potrzebnych mu uczyć, których pragnie każde dziecko. Tego typu sielanka nie może trwać jednak wiecznie. Szczególnie że ich opiekunka skrywa pewien mroczny sekret.

Czwarta część serii nie jest tak widowiskowa i nastawiona na akcję jak poprzednie odsłony cyklu. W głównej mierze twórca skupia się tu na pokazaniu emocjonalności bohaterów i złożoności otaczającego ich świata, który ma ogromny wpływ na ich zachowanie. Dotyczy to zarówno dwójki głównych postaci, jak i wspomnianej Mio. Kobieta z jednej strony stara się zastąpić porzuconym dzieciom matkę i obdarzyć ich wielką miłością, z drugiej skrywana przez nią tajemnica pogrąża ją w coraz większym mrocznym odrętwieniu. Następujące po sobie wydarzenia i odkrywana przed czytelnikiem prawda sprawia, że naprawdę trudno jest jednoznacznie potępić niektóre postacie i stwierdzić, że są one „złe”. Całość historii nie staje się jednak nagle nadmiernie „głęboka” i poważna”. Tytuł nadal stawia głównie na dość prostą i widowiskową rozrywkę, w której dominuje mroczny klimat. Nie zabrakło więc tutaj odrobiny akcji, walki z demonami i odzyskania kolejnej części ciała przez Hyakkimaru.

Pod względem wizualnym tomik prezentuje sprawdzony wysoki poziom jakościowy. Rysunki są klimatyczne i dobrze przygotowane, najlepiej jest to widoczne w projektach postaci. Nieźle oddają one również klimat historii, a konkretnych scenach dobrze pokazują dynamikę walk.

Niczego złego nie można również napisać na temat rodzimego wydania. Jakość druku i tłumaczenia stoi na wysokim poziomie, grafika obwoluty przykuwa uwagę, a zastosowana czcionka jest wyraźna i wygodna w czytaniu.

Mamy więc tutaj kolejny przyjemny tomik sprawdzonej historii autorstwa legendy Japońskiego komiksu. Jeśli więc ktoś do tej pory nie miał okazji sprawdzenia „odświeżonej” wersji, to z całego serca polecam.

Kolejna porcja przyjemnej widowiskowej samurajskiej rozrywki, w której można znaleźć również dawkę mrocznej treści.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Froszti
26 lipca 2021 - 10:35