Recenzja mangi Darling In the Franxx #1-#2 - Froszti - 2 sierpnia 2021

Recenzja mangi Darling In the Franxx #1-#2

Darling in the Franxx to jedna z niedawnych nowości wydawnictwa Waneko. Tytuł, po który powinni sięgnąć miłośnicy mechów, którym nie będzie jednocześnie przeszkadzać spora dawka ecchi.

Tytuł wypłynął na szersze wody za sprawą popularnego anime. Jedni byli dziełem zachwyceni, inni zaś dostrzegali w nim liczne wady i wykorzystywanie sprawdzonych schematów. Na pewno jednak było o nim na tyle głośno, że w momencie pojawienia się na naszym rynku mangowej adaptacji, szybko zwróciła ona na siebie uwagę miłośników tego rodzaju popkultury.

Manga przenosi czytelnika do świata przyszłości, gdzie życie na Ziemi jest możliwe tylko w specjalnie przygotowanych do tego obiektach. Ludzkość znalazła się na granicy wyginięcia w wyniku działania tajemniczych gigantycznych bestii (Kyoryu), które dewastowały naszą planetę. Do walki z tymi potworami skonstruowano potężne roboty, które mogą być pilotowane przez parę odpowiednio przygotowanych i wyszkolonych dzieci. W takich realiach poznajemy głównego bohatera Hiro i jego towarzyszy, którzy niedługo staną do walki z przerażającym przeciwnikiem. Los chłopaka niespodziewanie krzyżuje się również z tajemniczą dziewczyną „Zero Two”, będącą hybrydą człowieka i Kyoryu. To właśnie ona stanie się jego partnerką, z którą nikt nie chce mieć nic wspólnego.

Pierwszy tomik serii zasadniczo dzieli się na dwie części. W pierwszej trochę lepiej poznajemy bohaterów i podstawowe realia otaczającego ich świata. W drugiej zaś części następuje pierwsza poważna walka, mamy więc okazję podziwiać mocną akcję, której w serii nie powinno zabraknąć. Już na podstawie pierwszego tomu można śmiało określić całą serię mianem „mocno rozrywkowej popkultury”. Cała historia, tak jak zostało to już wspomniane na początku recenzji, opiera się na kilku sprawdzonych zasadach. Wystarczy przeczytać kilka stron mangi, aby wyraźnie zauważyć inspirację twórców takimi tytułami jak, chociażby kultowy „Evangelion”. Jeśli ktoś miał okazję obcować z tego rodzaju tytułami, na pewno nie znajdzie tu nic nadmiernie zaskakującego. Tym, co ma wyróżniać komiks spośród konkurencji, jest spora dawka fanserwisu. Nie chodzi już tutaj tylko o sceny gdzie młode bohaterki prężą swoje wdzięki, ale również całą masę tekstów czy dwuznacznych scen (chociażby sposób pilotowania mecha). Erotyka nie przekracza tutaj jednak bariery dobrego smaku i nie zaserwuje odbiorcy niczego co już wcześniej nie pojawiło się w innych mangach.

Trochę większy nacisk na fabułę zostaje położony w tomiku drugim. Nie brakuje tutaj oczywiście scen ecchi czy mocnej akcji, ale obok tego mamy również okazję poznać pewne drobne szczegóły przeszłości przedstawionych w tomie pierwszym postaci. To właśnie bohaterowie są mocną zaletą tytułu i napędzają oni ciekawość czytelnika do sprawdzenia kolejnych rozdziałów. Każde z dzieci skrywa swoje problemy i niezbyt przyjemną przeszłość, będąc jedynie mało znaczącym „numerem”. Zaczynają się pojawiać tutaj również pewne różnice w stosunku do anime, które powinny zachęcić do sprawdzenia mangi nawet kogoś, kto miał przyjemność zobaczyć serialową adaptację.

Kolejnym wyróżniającym się elementem mangi jest jej oprawa graficzna. Rysunki autorstwa Kentaro Yabuki naprawdę potrafią przykuć uwagę odbiorcy. Chodzi tutaj nie tylko o fanserwisowe sceny, ale również świetną dynamikę scen akcji, czy niezłe oddawanie emocji na twarzach postaci. Jedyne, do czego można się przyczepić to, jak na mój gust dziwny sposób kadrowania niektórych scen, ale to już kwestia mocno indywidualna.

Darling In the Franxx jest więc serią, która może się spodobać i zapewnić odbiorcy chwilę intensywnej rozrywki. Na pewno jednak manga nie stanie się wielkim hitem. Jeśli ktoś szuka czegoś „łatwego i przyjemnego” w klimatach sci-fi, to warto zainteresować się tą pozycją.

Początek wartkiej mangowej akcji, która powinna zapewnić sporą dawkę poprawnej rozrywki.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie mangi do recenzji.

Froszti
2 sierpnia 2021 - 00:03