Recenzja mangi Tysiąc słodkich kłamstw - Froszti - 31 sierpnia 2021

Recenzja mangi Tysiąc słodkich kłamstw

Oferta jednotomówek wydawnictwa Waneko, nieustannie się powiększa. Pośród dostępnych tytułów, każdy powinien znaleźć coś dla siebie. Są tam pozycje wzbudzające „strach”, potrafiące „rozczulić” oraz takie zawierające bardziej „pikantne” treści. Do tego ostatniego grona zalicza się niedawna nowość – manga Tysiąc słodkich kłamstw.

Główną bohaterką tytułu jest Akane Kinuta, z zawodu sekretarka, prywatnie wielka miłośniczka mang, anime i gier. Prawdziwy „otaku”, który swoje popkulturowe zainteresowania przedkłada nad wszystko. Ktoś taki nie może łatwo zaakceptować przeniesienia przez firmę na głęboką prowincję, gdzie dostęp do tego rodzaju kultury jest mocno utrudniony. W takiej sytuacji pozostaje tylko jedno – udawanie zamążpójścia i brnięcie w kolejne kłamstwa, aby tylko uniknąć konieczności przeniesienia. Los bywa jednak złośliwy i o jej „kłamstwie” dowiaduje się przystojny przełożony. Ten jednak, zamiast ją wydać proponuje jej układ, na którym skorzystają oboje. „Udawane małżeństwo” dosyć szybko przeradza się w pikantny związek, z którego może jednak powstać coś więcej.

Autorka pewne elementy fabuły swojego tytułu oparła na prawdziwych wydarzeniach (o czym można przeczytać na przedniej okładce mangi). Nie jest to oczywiście pełne przełożenie prawdziwej historii, która została tutaj przez twórcę odpowiednio „doprawiona” tak, aby stać się bardziej atrakcyjniejsza dla niektórych czytelników. Ostatecznie powstała z tego manga łącząca w sobie elementy romansu i komedii z dużą dawką bezpośredniej „pikanterii” (dlatego też tytuł ma ograniczenia wiekowe 18+).

Romantyczna strona tytułu jest poprawna, nie należy jednak od niej oczekiwać czegoś nadzwyczajnego. Twórca stawia na prostotę i sprawdzone schematy, które pojawiały się w dziesiątkach innych mang tego typu. Na dość ograniczonej ilości stron trudno jest doskonale pokazać rozwój emocjonalny postaci. Kiełkujące „uczucie” postępuje więc tutaj dość szybko, potrafi być jednak na swój sposób satysfakcjonujące. Dodatkowo ten element komiksu „upiększany” jest przez autorkę dość dosadnymi scenami sexu bez większej cenzury. Tego typu pikanteria na pewno nie przeszkadza, ale też nie wnosi niczego specjalnego do samej historii.

Całkiem dobrze za to prezentuje się warstwa humorystyczna mangi. Twórca w mocno żartobliwy sposób prezentuje tamtejszy „system pracy”, jednocześnie bawi się różnymi stereotypami dotyczącymi Japonii. W kilku scenach komiks naprawdę potrafi wywołać na twarzy odbiorcy niekontrolowany uśmiech rozbawienia.

Niczego złego nie można również napisać na temat warstwy graficznej. Rysunki są przygotowane bardzo dobrze, z wielką dbałością o detale. Największą uwagę zwracają tutaj oczywiście projekty postaci, gdzie artystka pokazała w pełni swój kunszt.

Tysiąc słodkich kłamstw można więc zaliczyć do grona mang, potrafiących zapewnić chwilę poprawnej rozrywki pewnej grupie odbiorców. Tytuł nigdy jednak nie wybije się poza grono „dobrych średniaków”, które mogłyby zabłysnąć na naszym rynku.

Poprawna komedia romantyczna z dużą dawką pikanterii.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Froszti
31 sierpnia 2021 - 11:11