Recenzja Moriarty #4 - Froszti - 5 grudnia 2021

Recenzja Moriarty #4

Największy przeciwnik Sherlocka Holmesa, uosobienie zła, groźny i niebezpieczny przestępca. Takie wyobrażenie na temat Moriartyego mają miłośnicy książek Arthura Conana Doyle'a. Manga która jest wydawana na naszym rynku przez wydawnictwo Waneko, znacząco zmienia jednak to postrzeganie i pozwala zobaczyć zupełnie inne oblicze geniusza zbrodni.

Czwartą część serii w większości wypełnia opowiadanie „Człowiek ze złotą armią”, gdzie czytelnik ma okazję obserwować poczynania pułkownika Morana. William przydziela go do sprawy, która może mieć wpływ na cały świat. Bohater wspomagany przez pannę Maniepeny i „gadżety” Q ma za zadanie wyjaśnić sprawę handlu bronią i powstrzymać eskalację wojny w Afganistanie. Każdy kolejny odkryty ślad prowadzi jednak bohaterów w dość zaskakującym kierunku. Kolejne wydarzenia będą również w pewien sposób powiązane z przeszłością Morana, z którą będzie musiał się on ostatecznie rozprawić.

Autor Ryousuke Takeuchi z każdym kolejnym tomem swojej serii serwuje czytelnikowi przyjemną w odbiorze fabułę, w której nie brakuje akcji i różnorakich tajemnic. Nie inaczej jest w przypadku recenzowanej czwartej części, gdzie znaleźć można polityczne intrygi, zdrady i spiski. Twórca tym razem największą uwagę poświęca wspomnianemu pułkownikowi Moranowi, spychając całkowicie na dalszy plan Moriartyego (który pojawia się dopiero pod same koniec tomiku, wraz z Holmesem rozpoczynając nowy wątek mangi). Fabuła łączy tutaj elementy literackiej fikcji z pewnymi historycznymi wydarzeniami, tworząc naprawdę ciekawą w odbiorze treść. Twórca w tomiku tym zaczyna również wyraźniej wykraczać poza sferę dotychczasowej inspiracji twórczością Conana Doyle'a. Sięga on tutaj po inne ikony brytyjskiej popkultury, które powinny być znane każdemu człowiekowi. Pojawienie się kilku dobrze znanych nazwisk to mocny ukłon w stronę Sir Iana Fleminga i jego kultowego agenta 007. Początkowo takie połączenie może wydawać się trochę dziwne. Z każdą kolejną stroną czytelnik przekonuje się jednak o tym, że twórcy udaje się połączyć dwa światy w jeden naprawdę zgrabny i wciągający scenariusz, któremu trudno jest się oprzeć. Od pierwszej do ostatniej strony mangę czyta się więc z niekłamaną przyjemnością i chęcią poznania jej finału.

Niczego odkrywczego nie można napisać na temat warstwy graficznej mangi. Od samego początku seria pod tym kątem prezentuje się znakomicie. Rysunki Hikaru Miyoshiego nadają fabule odpowiedniego klimatu i mocno przyciągają uwagę odbiorcy. Oczywiście kolejny raz najbardziej wyraziste są tutaj projekty postaci i to jak na ich twarzach oddawane są najróżniejszego rodzaju emocje.

Moriarty #4 jest więc nie tylko świetną kontynuacją dobrej serii, ale również zaczątkiem pewnych zmian, które mogą wywindować tytuł na jeszcze wyższy poziom jakościowy.

Świetna kontynuacja serii, w której autor poszerza swój zakres popkulturowych inspiracji i tworzy fabułę, od której trudno jest się oderwać.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Froszti
5 grudnia 2021 - 10:33