Recenzja Chainsaw Man #7 - Froszti - 7 grudnia 2021

Recenzja Chainsaw Man #7

W ofercie wydawnictwa Waneko jakiś czas temu pojawiła się siódma część serii Chainsaw Man. Pora więc zobaczyć co tym razem szalonego i mocno krwawego przygotował dla swoich fanów Tatsuki Fujimoto.

Życie Denjiego nigdy nie było nazbyt przyjemne i bezpieczne. Długi u mafii, opętanie przez demona piły i w końcu praca na rzecz tajemnej organizacji. To wszystko jednak tylko malutkie problemy. Prawdziwe „szaleństwo” rozpoczyna się w momencie, kiedy jego twarz pojawia się w telewizji. Media prezentujące go jako „przerażającego demona piły mechanicznej” przysporzyły mu sporej popularności, której raczej chciałby unikać. Niestety stało się inaczej i cały świat dowiedział się o jego istnieniu. Nie umknęło to uwadze innych krajów, które wysłały do Japonii swoich zabójców mających za zadanie uśmiercenie chłopaka.

W świecie stworzonym przez Fijimoto, gdzie demony mieszają się z ludźmi, nic nie może być nazbyt „normalne”. Ameryka, Niemcy, Rosja i Chiny wysyłają więc do Kraju Kwitnącej Wiśni swoich zabójców, których trudno określić mianem „zwykłych”. W pierwszej połowie mangi czytelnik ma więc okazję poznać masę nowych „nietuzinkowych” postaci, które na długo pozostaną w jego pamięci. Jedną z nich jest Quanxi z Chin. Niezwykle utalentowana użytkowniczka miecza, który otacza się wianuszkiem „specyficznych” niewolnic, spełniających każde jej życzenie (szczególnie to łóżkowe). Jest ona zdecydowanie najgroźniejszym z przeciwników, który na dodatek będzie odgrywał znaczącą rolę w fabule. Od strony Rosji nadciąga zaś Tolka i jego partnerka. Na temat tych „zabójców” dowiadujemy się tutaj zdecydowanie najmniej. Ciekawie za to prezentuje się moc kobiety, która może uśmiercić swój cel dźgając go kilkukrotnie gwoździem. Niestety wiążę się to z dość wysoką ceną, jaką jest jej śmierć. Ameryka do tego zadania wyznaczyła zaś trójkę braci, którzy przekonani są o swojej nieśmiertelności, a ich umiejętnością jest zdolność przybierania dowolnej postaci zabitej osoby. Ostatnim, ale dość niebezpiecznym zabójcą jest „Święty Mikołaj” z Niemiec. Poczciwy staruszek nie roznosi jednak prezentów, a każdą dotkniętą przez siebie osobę zamienia w bezwolną lalkę służącą mu jako broń. Kiedy całe wymienione towarzystwo pojawia się w Japonii, rozpoczyna się prawdziwa ostra jazda bez trzymanki. Trup będzie się tutaj ścielił gęsto, krew będzie się lała strumieniami, a dynamika wydarzeń nie pozwoli czytelnikowi nawet na sekundę nudy. Oczywiście cały tomik kończy się w kulminacyjnym momencie, tak aby podsycić ciekawość czytelnika i zachęcić go sięgnięcia po kolejną część.

Siódma część doskonale więc wpasowuje się w dotychczasowy trend cyklu, oferując odbiorcy porcję widowiskowej akcji, „mocnych treści” i szaleństwa. Pozostaje mieć nadzieje, że kolejne odsłony będą równie dobre.

Szalona dawka akcji, która nie pozwoli czytelnikowi nawet na chwilę nudy. Manga zawierające treści zdecydowanie tylko dla dorosłych.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

Froszti
7 grudnia 2021 - 10:38