Recenzja Fire Force #12-#13 - Froszti - 19 marca 2022

Recenzja Fire Force #12-#13

Z każdym kolejnym rozdziałem ognista akcja rozkręca się coraz bardziej, oferując czytelnikowi obok sporej widowiskowości również liczne fabularne zaskoczenia. Pora więc zobaczyć co ciekawego autor przygotował w tomikach #12 i #13.

Początek dwunastej części serii zamyka wątek i walkę z poprzedniego tomu. Mamy więc okazję zobaczyć czy głównemu bohaterowi uda się opanować jego brutalny szał. Czy Shinra naprawdę jest bohaterem czy może jednak bezmyślnym demonem, który nie potrafi powstrzymać swojej niszczycielskiej natury? Naprzeciwko chłopaka staje inny pretendent do miana „herosa” (Arthur), za którym również kryje się dość dramatyczna historia. Fani cyklu mają więc okazję obserwować pogłębiającą się między nimi relację, która świadczy o wielkiej przyjaźni (do której oboje nie chcą się przyznać). Taki wstęp jest doskonałą przystawką przed kolejnym mocnym wątkiem. Na światło dzienne wychodzą prawdziwe cele Ewangelisty, którego podwładni za wszelką cenę chcą zebrać użytkowników Adolla Burst. To właśnie oni są podstawą do realizacji planu, którego konsekwencją będzie wielki kataklizm i pogrążenie świata w płomieniach. Celem numer jeden zarówno dla jednych i drugich (Ewangelista i SSP) jest dotarcie do nowej posiadaczki „ognistego daru” i przeciągnięcie jej na swoją stronę. Rozpoczyna się więc wyścig, który dość poważnie zagrozi mieszkańcom miasta. W wartkim scenariuszu swoje pięć minut będą mieli różni „strażacy”, którzy w pełnej krasie zaprezentują swoje zdolności.

Tomik trzynasty (wcale nie pechowy – przynajmniej dla części bohaterów) kontynuuje bezpardonową walkę pomiędzy ludźmi Ewangelisty i SSP. Starcie dwóch potężnych sił, z których żadna nie ma zamiaru łatwo się poddać. Każdy musi więc obudzić w sobie dodatkowe pokłady siły (ognia), aby móc przeciwstawić się przeciwnikowi. Najlepiej zaprezentowane jest to oczywiście w przypadku Shinry, którego zawziętość zaskakuje wroga. Nie jest jednak pewne czy wystarczy to do zakończenia walki i tym samym „uratowania” pewnej dziewczyny. Ognista porcja akcji musi zostać jednak odpowiednio zrównoważona. Autor doskonale zdaje sobie sprawę, że nadmiar „widowiskowości” może być szkodliwy. Dlatego końcówka tomu to początek bardziej spokojnego nowego wątku, który przenosi kilku członków SSP na zupełnie nowe tereny działań. Ich zadanie jest dość proste – ostatecznie odkryć plany przeciwnika, powstrzymać go i tym samym uratować świat.

Spora dynamika akcji w przypadku obu recenzowanych części przekłada się również na ich wizualną widowiskowość. Artysta od samego początku serii pokazuje, że zna się na swoim fachu i potrafi przyciągnąć uwagę czytelnika. Fire Force z każdym kolejną wydaną częścią wydaje się być jednak lepsze. Ohkubo perfekcyjnie opanował już sztukę rysunkowej prezentacji dynamiki ognia, co w połączeniu z niezłymi projektami postaci tworzy świetną grafikę.

Fire Force #12-#13 są więc „ognistą” porcją doskonałej mangowej rozrywki, która mocno podgrzewa atmosferę i zapewnia fanowi cyklu niezapomniane wrażenia.

Widowiskowa, zaskakująca, dramatyczna i humorystyczna mangowa historia, która ciągle utrzymuje swój wysoki poziom jakościowy.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie mangi do recenzji.

Froszti
19 marca 2022 - 09:58