Recenzja mangi Potrzask - Froszti - 22 maja 2022

Recenzja mangi Potrzask

Myśląc o dobrym horrorze, automatycznie zaczynamy kojarzyć Japonię. Kraj Kwitnącej Wiśni przez wiele lat był bowiem zagłębiem dobrej przerażającej popkultury. Niezależnie od tego, czy sięgnęło się po film, czy też komiks, można było być pewnym wysokiej jakości dzieła. Czy tak właśnie jest w przypadku jednotomówki Potrzask, która pojawiła się w ofercie wydawnictwa Waneko?

Zaprezentowana tutaj historia, rozpoczyna się od odnalezienia pewnej dawno zapomnianej mapy skarbów. Kawałek papieru prowadzi Rina i jego przyjaciół w odległą górską dzicz, gdzie na zamkniętym terenie odnajdują oni zamiast skarbu starą porzuconą komodę. Mebel, który z pozoru niczym specjalnym się nie wyróżnia. Skrywa on jednak w swoim wnętrzu pewną przerażającą tajemnicę. Po otwarciu jednej ze szuflad Rin znajduje tam coś, albo raczej kogoś, kogo zdecydowanie nie powinno tam być. Nikt oprócz niego nie widział jednak tej przerażającej czarnowłosej dziewczyny rodem z filmu Ring. Czyżby było to tylko przewidzenie? Niestety rzeczywistość jest o wiele bardziej okrutna i istota ta, zaczyna prześladować nastolatka. Jest ona zdolna wynurzyć się z każdego zakamarka i tylko czeka, aby nieść strach i śmierć.

Początek mangi stworzonej przez Nangoku Banana jest naprawdę obiecujący. Autorce udaje się stworzyć klimat niepokoju, jednocześnie łącząc go z enigmatycznością historii. Stawia ona przed czytelnikiem szereg różnych pytań, które zachęcają go do przewracania kolejnych stron. Pojawiająca się przerażająca istota o kruczoczarnych włosach prześladująca głównego bohatera, być może jest kliszą dobrze znanych rozwiązań, ale nadal w pomyśle tym drzemie spory potencjał grozy.

Niestety, ale nie zostaje on tutaj do końca wykorzystany. Każda kolejna przeczytana strona komiksu dość dobitnie pokazuje brak doświadczenia autorki w pisaniu horrorów. Biorąc pod uwagę jej dotychczasowy dorobek twórczy, specjalizuje się ona głównie w mangach erotycznych, kierowanych do żeńskiej części czytelników. Potrzask jest więc jej pierwszą próbą wkroczenia na kompletnie nieznany sobie teren i wyszło to dość… przeciętnie.

Po pierwszym zauroczeniu tytułem, szybko przechodzimy do mniej entuzjastycznych odczuć. Pomijając brak większej inwencji twórczej (wykorzystanie masy sprawdzonych schematów), historia szybko staje się bardzo przewidywalna i płaska. Nie ma tutaj mowy o żadnej złożoności czy wielowątkowości. Całość skupia się na głównym bohaterze, jego zmaganiach z dziwną istotą i próbie powiązania tego z jego przeszłością. Ponadto wynurzająca się z każdej dziury (dosłownie) czarnowłosa dziewczyna, przestaje być tak przerażająca, jak na początku mangi. „Dziwna” (jest to chyba najlepsze określenie), jest również końcówka mangi, która jest dość trudna do zrozumienia (przynajmniej dla mnie). Przeciętność dotyka również przewijających się tutaj bohaterów. Są oni kompletnie nijacy i bardzo szybko się o nich zapomina.

Powodów do narzekania nie ma za to, jeśli chodzi o oprawę graficzną. Rysunki są naprawdę bardzo ładne i klimatyczne. Artystka bardzo dobrze radzi sobie z projektami postaci, jeśli jednak tego sytuacja wymaga, potrafi ona nadać swojej sztuce należytego mroku. Nie jest to może poziom mistrza Ito, ale kilka kadrów w mandze jest naprawdę sugestywnie przerażających.

Zgodnie z powiedzeniem, że nie wszystko złoto co się świeci, nie można również oczekiwać, że każde popkulturowe dzieło grozy z Kraju Kwitnącej Wiśni będzie hitem. Tak jest w przypadku mangi Potrzask, której bardzo daleko do „wybitności” i warto po nią sięgnąć jedynie, kiedy nie ma się niczego ciekawszego pod ręką.

Dość przeciętna historia grozy, która nie wykorzystuje swojego potencjału.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie mangi do recenzji.

Froszti
22 maja 2022 - 11:01