Recenzja Miecz zabójcy demonów T #12-#13 - Froszti - 5 czerwca 2022

Recenzja Miecz zabójcy demonów T #12-#13

Tanjirou i jego przyjaciele nie mogą sobie pozwolić na beztroski odpoczynek. Na „łowców” na każdym kroku czeka bowiem jakieś nowe niebezpieczeństwo. Pora więc zobaczyć, z czym i z kim przyjdzie się zmierzyć bohaterom w tomikach dwunastym i trzynastym.

Tomik dwunasty rozpoczyna się od pewnego spotkania demonów, które zdecydowanie nie są zadowolone z ostatnich odniesionych porażek. Decyzje, które zapadną na tym „zebraniu”, będą mieć ogromne znaczenie dla „łowców”. W tym samym czasie do zdrowia dochodzi Tanjirou, który odniósł obrażenia w ostatniej potyczce. Szybka rekonwalescencja nie jest jednak jego jedynym zmartwieniem. Musi on bowiem udać się do wioski kowali i przekonać tamtejszego mistrza, że jest godzien ponownego wykucia/naprawy miecza. Oręż ten na pewno będzie przydatny, tym bardziej że do tej pory spokojne miejsce stanie się areną nowego konfliktu, w którym przeciwnikiem będzie ktoś naprawdę groźny.

W recenzowanym tomiku autor znacząco zmienia całe tempo historii. Po serii widowiskowych wydarzeń z poprzednich rozdziałów tym razem postanawia on stonować opowieść. Większą część mangi wypełniają dialogi, lekki humor i skupienie się na mniej widowiskowych wątkach. Twórca znacznie większą uwagę poświęca tutaj głównej osi fabularnej. Przedstawia on treści pozwalające czytelnikowi dowiedzieć się więcej o niektórych postaciach (zarówno demonach, jak i łowcach). Niektóre elementy historii mogą wydawać się tu troszkę trywialne, ale w patrząc na nie przez pryzmat całości, potrafią one naprawdę wzbogacić wykreowany świat. Zawarta w mandze treść jest należycie zróżnicowana, dzięki czemu całość czyta się szybko i przyjemnie. Całość została skonstruowana w taki sposób, aby przygotować odbiorcę na coś „dużego”. Zaczątek mocnej „akcji” pojawia się już w samej końcówce tego tomu, gdzie na scenę wchodzi nieprzewidziany i groźny przeciwnik.

Dla nikogo nie będzie zaskoczeniem, że trzynasta część serii skupia się właśnie na walce z nowym przeciwnikiem. Ukryta i spokojna do tej pory wioska kowali, staje się areną walki, w której do samego końca nie będzie wiadomo kto zwycięży. Tanjirou musi więc kolejny raz wspiąć się na wyżyny swoich możliwości, aby pozbyć się oponenta. Swoje widowiskowe potyczki toczą tutaj również Genya i Filar Mgły, których przeciwnicy na pewno nie należą do słabych i łatwych do pokonania.

Na temat tego tomiku, zasadniczo można napisać, że powraca on na ścieżkę sprawdzonej widowiskowej akcji. Przewracając kolejne strony mangi, można być pewnym, że znajdziemy na nich masę widowiskowej treści, która potrafi trzymać w napięciu do ostatniego kadru. Kolejny również raz duet Nezuko i Tanjiro pokazuje, jak rodzeństwo potrafi być zgrane i jak razem tworzą niezwykle skuteczną machinę do pokonywania demonów. Swoje pięć minut w historii mają tutaj również inni „łowcy”, z których każdy to odmienna osobowość, co też przekłada się na sposób walki. Sięgając po ten komiks, fani serii mogą być więc pewni, że nie będą oni mogli narzekać na nudę.

Jeśli chodzi o styl graficzny obu recenzowanych mang, to nadal jest to mieszanka prostoty i widowiskowości. Seria od samego początku raczej nie zachwycała oprawą wizualną. Nie jest to typ mangi, w której na dłużej zatrzymujemy się na konkretnych kadrach, aby podziwiać ich kunszt. Nie zmienia to jednak faktu, że artyście udało się stworzyć styl doskonale wpasowujący się w dynamikę historii i tworzący z nią spójną nierozerwalną całość.

Lektura obu tomów powinna więc zapewnić fanom serii odpowiednią dawkę rozrywki i podtrzymać ich duże zainteresowanie kolejnymi częściami cyklu.

Humor, ciekawe postacie, widowiskowość. Kolejne części, które wprawiają czytelnika w naprawdę dobry nastrój.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie mangi do recenzji.

Froszti
5 czerwca 2022 - 10:40