Recenzja: Fire Force #15 - Froszti - 11 lipca 2022

Recenzja: Fire Force #15

Potężny i niegasnący od wielu tomów ogień, zaczyna wypalać zasłonę tajemniczości, która skrywała przed czytelnikami wiele fabularnych sekretów. W tej kwestii wiele do zaoferowania miał już tom czternasty. Piętnasta odsłona serii Fire Force kontynuuje ten trend, jednocześnie nie zapominając o dawce widowiskowej akcji.

Prowadzone od dłuższego czasu śledztwo w końcu odsłoniło przed członkami „ósemki” prawdę na temat Amaterasu. Sekrety ukrywane od bardzo dawna przez Kościół Świętego Słońca, zaczynają stopniowo wypływać na światło dzienne. Podważa to nie tylko autorytet najwyższej duchowej władzy, co wręcz prowadzi niektórych bohaterów do bardziej zdecydowanych działań. Chęć rozprawienia się za jednym zamachem zarówno z kościołem, jak i Evangelistą jest bardzo silna. Niektórzy zdają sobie jednak sprawę, że nieprzemyślane działanie może przynieść zupełnie inne nieplanowane efekty. Tego typu „problemami” kompletnie nie przejmuje się Joker i Benimaru. To właśnie ta dwójka staje się gwiazdami piętnastego tomu serii. Postanawiają oni dość bezpośrednio i frontalnie zaatakować kościół. Nie spodziewają się oni jednak tego, że na ich drodze staną dość wymagający przeciwnicy, którzy są gotowi na wielkie poświęcenie. Troszkę mniejszą uwagę twórca poświęca Shinrze i pozostałym strażakom. Pojawiają się oni w tomiku prowadząc śledztwo związane z najpotężniejszą korporacją w kraju. Odkryte przez nich dowody będą ważne dla całej historii, jednak oni sami tym razem pełnią w opowieści dość marginalną rolę.

Zasadniczo piętnastą część ognistej serii można podzielić na dwa odrębne elementy. W jednej twórca w swoim stylu stawia na mocną i szaloną akcję. Nie przejmuje się przy tym żadnymi większymi szczegółami, dostarczając czytelnikowi przyjemnej w odbiorze dawki widowiskowości. Przerwy od „ognistych potyczek” w przemyślanym stylu wykorzystuje on nie tylko do kreślenia głębszej intrygi, ale przede wszystkim lepszego pokazania niektórych postaci (szczególnie Benimaru). Na czytelnika czekają tutaj pewne szczegóły jego przeszłości, która mocno odcisnęła piętno na jego charakterze. Obok tego wszystkiego pojawia się również typowa dla serii szczypta humoru. Tym razem jednak żartów jest naprawdę mało i stanowią one jedynie malutki dodatek do pozostałej treści.

Manga Fire Force #15 ciągle więc podtrzymuje w czytelnikach rozpalony ogień ciekawości, który pcha fanów do sięgania po kolejne odsłony cyklu. Jeśli więc ktoś jeszcze tego nie zrobił, to „gorąco” polecam.

Solidna ognista dawka akcji i tajemnic, które rozgrzewają fanów do czerwoności.

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie mangi do recenzji.

Froszti
11 lipca 2022 - 10:25