Wiadomo, City Interactive wciąż kojarzy się z grami, których cena nie przekracza 10% kieszonkowego gimnazjalisty. Jednak po ich pierwszym, w miarę wysokobudżetowym tytule (plotki głoszą, że oscylującym w granicach 3 baniek) oczekiwałem czegoś znacznie lepszego od Spy Huntera czy Wojny w Kolumbii. Zwłaszcza, że użyli sprawdzonej technologii z nowego Call of Juarez i podnieśli cenę do 69 zł (aaaa chyba nawet drożej to wyszło w niektórych sklepach). Przejdę do sedna. Po kilkudziesięciu minutach od instalacji Sniper: Ghost Warrior na moim dysku poczułem deja vu. To było dalej to samo tzn. prosta jak cep rozgrywka z gratisowymi burakami (mój ulubiony - członek drużyny siedzący na silniku łódki; dobrze, że mu tyłka nie przycięło w trakcie podróży), w tym przypadku w ponadprzeciętnej oprawie wizualnej.
Najgorsza w Sniper: Ghost Warrior jest zdrada ideałów, którymi rzekomo ta gra się szczyci. Profesja strzelca wyborowego kojarzy się z eliminacją oponentów z dystansu, obserwacją terenu, korzystaniu z GPS i innych szmerów-bajerów. City Interactive zafundowało mi swoją wizję tego zawodu, aczkolwiek początek nie zwiastował nadchodzącej katastrofy. Zaczyna się to nawet nieźle - spotter prowadzi nas za rękę, celujemy nożem we wrogów, staramy się zachować ciszę itp. Ogólnie malina w najlepszym wydaniu. Czar pryska później, bo zamiast starannie prowadzonej operacji opartej na PLANOWANIU i SKRADANIU otrzymujemy rzeźnię. A zaraz, ja tu o snajperze piszę, right?
Nigdy nie lubiłem nachalnych skryptów w strzelankach, chyba, że były one naprawdę umiejętnie wplecione w fabułę, akcję czy też po prostu jako ozdobnik. Skrypty autorstwa City Interactive są pozbawione większego sensu z innego powodu - logiki. W jednej z misji zabijamy w obozie kilku gości (w dowolny sposób, ja zabijałem ich nawet ze snajpy), wzywamy pomoc przez ukryte w chatce radio i uciekamy przez dziurę w siatce. I w tym momencie zaczyna się pogoń za bohaterem. Mniej więcej setka wyznawców południowoamerykańskiej junty rzuca się na biednego pana-krzaka i wysyła w jego stronę tysiące pocisków. Zaraz, to jakim problemem było zgładzenie szpiega, gdy ten w głośny sposób wcześniej zajmował się strażnikami pilnującymi obóż? Nikt nie słyszał strzałów, nie zauważył ciał? Cała setka wojaków cierpiała na głuchotę, a może poszli lać w gardło tequillę? Brakuje w Sniperze alternatyw, brakuje dobrych pomysłów. Nie ma czegoś w stylu "Drogi graczu, wybieraj - możesz iść przez obóz, nadać przez radio wiadomość do dowództwa, albo ominąć wioskę i szukać innych rozwiązań.". I tyczy się to też sztucznej inteligencji, która zamiast kryć się za przeszkodami (w końcu strzela do nich snajper) woli stać i się opalać.
Sniper: Ghost Warrior jest grą ładną, jednak wciąż tkwią w niej grzechy z poprzednich bubli City Interactive. Po krótkim okresie zauroczenia okazuje się być strzelanką taką samą jak wszystkie poprzednie, a jeśli wyżej wała nie podskoczysz to czeka Cię los kolejnej produkcji o zmarnowanym potencjale. Na dodatek mamy tu masę wspomnianych błędów, co w teoretycznie skromnej i liniowej produkcji nie powinno mieć miejsca. To właśnie one oraz nieprzemyślane mechanizmy rozgrywki zadecydowały, że nie dotrwałem do końca. Obawiam się, że ten tytuł za parę lat będzie rozpatrywany w dość podobny sposób co legendarny Target - kupa śmiechu, ale przynajmniej próbowali.