Jeszcze do niedawna miłośnicy symulatorów i pierwszoosobowych strzelanin byli w amerykańskiej armii mile widziani, a centra rekrutacyjne prowadziły nabór nawet w salonach gier. Sytuacja uległa jednak radykalnej zmianie. US Army ma poważny problem z kandydatami do służby w wojsku, którzy z powodu siedzącego trybu życia (wiadomo – gry wideo) i śmieciowego jedzenia są zbyt otyli, by sprostać podstawowym wymogom sprawnościowym.
Do tej pory uważano, że gracze to wymarzeni kandydaci na pilotów śmigłowców bojowych, snajperów albo żołnierzy piechoty. Większość miłośników symulatorów czy FPS-ów doskonale radzi sobie z obsługą broni, jest spostrzegawcza i potrafi działać pod wpływem stresu. Niestety, uzależnieni od gier kandydaci na żołnierzy mają często poważny feler – kilkadziesiąt zbędnych kilogramów.
Nadwadze sprzyja brak wysiłku fizycznego i niezdrowe odżywianie, a więc dwa elementy, charakteryzujące wielu hardcorowych graczy. Problem otyłości jest na tyle poważny, że zagraża systemowi naboru w amerykańskiej armii.
Jak informuje dziennik The New York Times jeszcze w 2000 roku odsetek kandydatów na żołnierzy, którzy odpadali na etapie wstępnych testów sprawnościowych wynosił 4%. Obecnie jest to już ponad 20%.
Wraz z wagą rekrutów rośnie także liczba kontuzji odnoszonych podczas treningów fizycznych. Dlatego amerykańskie dowództwo postanowiło zmienić system szkolenia. Zamiast ostrej musztry, dziesiątek kilometrów biegania i tysięcy pompek, żołnierze będą ćwiczyć coś, co bardziej przypomina jogę albo pilates. Do tego dojdzie specjalna dieta dla tych, którym dodatkowe kilogramy mogłyby przeszkadzać w pełnieniu służby.
Jakie to szczęście, że za przyczyną Kinecta i PlayStation Move amerykańscy gracze będą w końcu musieli ruszyć zadki z wygodnych kanap. Przecież ktoś musi nas bronić przed Talibami!