Daikatana była jedną z najbardziej wyczekiwanych gier FPSowych wszech czasów. Gwarancją doskonałego rezultatu miał być człowiek od słynnego Dooma - John Romero. Koncept na rozgrywkę był niecodzienny, gdyż łączył cechy pełnokrwistego shootera oraz RPG. Fabuła raczej nie jarała swoją pomysłowością, ale w sumie nie była pisana na kolanie w trakcie szkolnej przerwy, co należy uznać za zaletę. Fabuła skupiała się podróży w czasie. Prowadzony przez Nas heros zawitał m.in do starożytnej Grecji i średniowiecznej Norwegii. Siekał kogo popadnie aż 25 rodzajami broni. Oprócz tego kierowana postać mogła się rozwijać na polu 5 umiejętności.
Zapewne pytacie się, w czym problem Daikatany tkwił, skoro na papierze wszystko wyglądało całkiem przyjemnie? Rzeczywistość okazała się dla dzieła Romero niezwykle brutalna. Premiera miała odbyć się jeszcze w 1997 roku, ale współtwórca Dooma zmienił w międzyczasie silnik (skąd my to znamy?) na ten z Quake II. Technologia poszła do przodu i wielokąty z pierwszego Wstrząsu nie robiły już na nikim wrażenia. Port contentu ze starej wersji na nową okazał się na tyle kłopotliwy, iż poprawianie błędów trwało ponad rok. Początek 1999 roku był dla Daikatany kluczowy, gdyż postanowiono zwolnić niemal cały zespół i zatrudnić nowy, a wszystko przebiegało wg wzorca ustanowionego przez wydawcę - Eidos. Ostał się tylko Romero i paru menadżerów z Ion Storm. W 2000 roku gra wreszcie ujrzała światło dzienne, ale została zmiażdżona przez falę krytyki. Z poniższego filmu dowiecie się, dlaczego tak się stało.