Ludzie pracujący nad Medal of Honor nie mają lekko. Najpierw oberwało im się po uszach od weteranów i rodzin amerykańskich żołnierzy poległych w zagranicznych misjach. Teraz branżowi analitycy krytykują ich za zbyt łatwe uleganie wpływom opinii publicznej. Wszystko zaś przez Talibów, którzy ukryci gdzieś w afgańskich górach w większości pewnie nawet nie wiedzą o tym, że wystąpią w grze.
O protestach części amerykańskiego społeczeństwa przeciw pomysłom twórców najnowszej odsłony serii Medal of Honor przeczytacie tutaj. Dość powiedzieć, że koniec końców koncern Electronic Arts dał za wygraną i zmienił nazwę grywalnej, przeciwnej strony w trybie multiplayer z „Talibów” na „Opposing Force”.
Brzmi mało zachęcająco, ale deweloper myślał, że dzięki temu zyska nieco spokoju przed dzisiejszym startem otwartych beta testów. Nic z tego. Natychmiast po decyzji o przechrzczeniu „Talibów” na „Siłę Przeciwną” do głosu doszli branżowi analitycy.
W rozmowie z serwisem Eurogamer Michael Pachter z Wedbush Securities przyznał, że jest nieco „zdziwiony i rozczarowany” tą zmianą. Co prawda uważa on, że wcielenie się w Taliba byłoby w złym guście, ale gra jest też okazją, by przestawić obie strony toczącego się konfliktu.
- Nikt nie może powiedzieć, że Talibowie są bardziej źli od nazistów, ale najwidoczniej strażnicy politycznej poprawności nie przejmują się złymi facetami z generacji ich rodziców czy dziadków – twierdzi analityk zwracając uwagę na fakt, iż protestów przeciw wcielaniu się w żołnierzy III Rzeszy w konkurencyjnej serii Call of Duty jakoś nie było.
Według Jesse Divnich z EEDAR rezygnacja z Talibów w multiplayerze MoH to „absurd”. Znacznie lepszym rozwiązaniem byłoby dać graczom możliwość wyboru, czy wolą grać „Talibami” czy „OpFor”.
Z kolei Colin Sebastian z Lazard Capital Markets stwierdził, iż EA próbuje „zjeść ciastko i nadal mieć ciastko”. Zwrócił on uwagę, że z jednej strony twórcy gry nie chcą podejmować ryzyka, a z drugiej szum medialny, jaki pojawił się wokół tej sprawy zapewnia im odpowiedni rozgłos.
Pytanie tylko, czy tak dużemu wydawcy jak EA rzeczywiście zależy na tanim i niesmacznym marketingu dla tytułu, który powinien mu przynieść wielomilionowe zyski?