W premierowym odcinku cyklu Sidearm, który poświęcony będzie grom małym, krótkim, tanim i dostępnym na duże lub przenośne konsole, zajmiemy się Nintendo DS i PSP. Poruszymy temat niewykorzystanego potencjału, fenomenu farm, oryginalnych tytułów i bolesnych przeżyć posiadaczy konsoli Sony.
Na początku kilka słów o cyklu. Sidearm będzie subiektywnym przeglądem, moim komentarzem na temat gier małych, tanich i krótkich, które trafiają głównie do dystrybucji sieciowej. Będę tutaj opisywał swoje przemyślenia o wydanych niedawno lub trochę czasu temu tytułach, polecał je i zniechęcał do nich na podstawie własnych obserwacji lub też wniosków innych. Jeśli znajdę jakieś ciekawe, zabawne lub intrygujące rzeczy dotyczące tej gałęzi rynku to także będę chciał się nimi podzielić. Mam nadzieję, że zbyt nudno i monotonnie tutaj nie będzie. Zapraszam do lektury i proszę o komentarze, jeśli coś się bardzo spodoba lub też nie.
Wydana 13 września przez Circle Entertainment gra Castle Conqueror to uproszczona strategia czasu rzeczywistego w ciekawej, rysowanej stylistyce średniowiecza. Trafiłem na informacje o niej stosunkowo niedawno i jestem zaintrygowany. Autorzy, wydaje się, że świetnie zrealizowali założenia jakie powinna spełniać produkcja udostępniana przez sieć za stosunkowo niewielką cenę i przygotowali tytuł wymagający, ładny, grywalny i co najważniejsze całkiem długi. Według recenzji znalezionych w sieci, przeciętnemu użytkownikowi NDS-a ukończenie 50-zadaniowej kampanii zajmie około 5 godzin. Co jest solidnym wynikiem, jeśli dodamy do tego możliwość powtarzania poziomów dla samej zabawy. Niestety Castle Conqueror to kolejny już produkt z niewykorzystanym potencjałem, któremu zabrakło rozbudowania i przede wszystkim trybu multiplayer przez Wi-Fi. To dziwne, bo podobno intuicyjne sterowanie stylusem w dynamicznych starciach mogłoby się spodobać fanom sieciowych potyczek. Przy czytaniu zapowiedzi i recenzji takich gier zawsze mnie zastanawia, co kierowało twórcami przy projektowaniu gry i podejmowaniu decyzji o pominięciu trybu wieloosobowego. Oszczędności, brak czasu czy brak lepszych pomysłów na innowacje w potencjalnym sequelu? Chyba jednak dla kogoś, kto na bieżąco kupuje nowości z DsiStore, Castle Conqueror, nawet bez multi, wydaje się dobrym pomysłem. W końcu to RTS. Na konsole. Przenośną.
Wydana przez BiP Media we wrześniu produkcja My Exotic Farm to symulator farmy, który ewidentnie próbuje zarobić na popularność Farmville i innych przeglądarkowych gier tego typu. Z racji tego, że nigdy mnie Farmville nie porwało to niestety od razu odradzam kupowanie tego tytułu. Rozumiem, że zabawa w farmera wciąga i ma swoje grono wielbicieli (pozdrawiam wszystkich, którzy spędzili godziny przy Harvest Moon: Back to Nature), ale kupowanie kolejnej gry o robieniu tego samego, do tego na NDS-a, gdzie jest już natłok wielu innych atrakcyjnych pozycji, jest według mnie bezsensowne. My Exotic Farm nie zaskakuje i nie oferuje niczego specjalnego. To prosta gra ekonomiczna, w której wszystko toczy się według znanych i ogranych schematów. Niestety nawet graficznie nie ma się czym dzieło BiP Media pochwalić, więc werdykt wydaje się jednoznaczny. Gra zbiera przeciętne noty w sieci i stała się tematem ciekawej dyskusji na temat : „Czy produkcje w stylu My Exotic Farm powinny odwzorowywać rzeczywistość czy nie?”. Wszystko przez umożliwienie grającym osobom hodowania antylop i krokodyli w jednym budynku. Trochę to dziwne rozwiązanie, które tylko upraszcza i tak już miejscami banalną rozgrywkę. My Exotic Farm, co gorsza, może rozczarować ekspertów z Facebooka, którzy na Farmville zjedli zęby i dostępny w ramach DsiWare tytuł bardziej potraktują jak rozbudowane Tamagochi, niż solidną okazję do stworzenia na przenośnej konsoli własnej farmy. Osobiście na pewno bym sobie tej gry nie kupił, bo hodować to wolę już nawet Pokemony, a na farmę wrócić choćby w Harvest Moon na GameBoyu.
Dobry tytuł to połowa sukcesu i wiedzą o tym chyba goście ze studia MediaTonic. Czy produkcja, którą w skrócie nazywamy „WTF?!” może nie przyciągać uwagi? Nie może. Jeśli do tego dołożymy niezłą grafikę i ciekawy gameplay to będziemy mieli jeszcze większe grono zainteresowanych. Posiadacze PSP mogą szykować się na kolejną ciekawą premierę i poszerzenie biblioteki Minis. Ja już w sumie się trochę nakręciłem. Powstanie tej gry cieszy mnie tym bardziej, że jest ona kolejną produkcją dostępną w ramach sklepów internetowych Nintendo, Sony czy Microsoftu, które emanują dużą dawką humoru. Chyba każdy lubi się odprężyć po pracy śmiejąc się przy konsoli, mam rację?
Co może spotkać Twoje PSP?
Na jednej z anglojęzycznych grup dyskusyjnych użytkownicy postanowili podzielić się ze sobą radosnym spisem najgorszych rzeczy jakie spotkały ich PlayStation Portable. Oprócz standardowych setek upadków z wysokości, porysowanych ekraników, zbrickowanych systemów znalazło się też kilka perełek. Poniżej subiektywny ranking, który wyciągnąłem:
Co najgorszego spotkało Twoje PSP?:
1. Kupiłem je.
2. Kopnąłem w ścianę. Szedłem dość szybko i słuchałem muzyki, w pewnym momencie postanowiłem je wyłączyć, ale po wyciągnięciu z kieszeni, wypadło mi idealnie na czubek buta i zostało kopnięte prosto w ścianę. Skończyło się na rysce.
3. Zbiłem ekranik (kot lubi rozbijać przedmioty)
4. Zabrałem na zimowy spacer przy -20 stopniach.
5. Usiadłem na nim.
6. Zostawiłem w samochodzie. W zimę. Na tydzień.
7. Babcia upuściła je na laminowaną podłogę.
8. Zapaliła się bateria. Wewnątrz konsoli.
9. Moja dziewczyna zrzuciła je ze schodów. Kilku.
10. Moja dziewczyna upuściła na nie oranżadę.
Jak widać czarną maszynkę do zapewniania rozrywki upatrzyły sobie na cel przedstawicielki płci pięknej. Jeśli Wasza konsola przebywa z dziewczyną, babcią, mamą, kotką, suczką to strzeżcie się! Zima też nadchodzi wielkimi krokami i radzę pamiętać o spoglądaniu na termometr przed radosnym „wyprowadzeniem na spacer” swojej PSP ;)