Jakoś tak się składa, że wszystkie mini-recenzje, które publikuję na Gameplayu są pozytywne. Ta również będzie. Staram się bowiem kupować/pożyczać tylko te gry, które mają szansę trafić w moje gusta. BioShock trafił, choć na papierze, przed premierą wielkiego wrażenia nie wywołał. Och, jakimż błędem byłoby przegapienie tej przygody!
BioShock z racji tytułu i (poniekąd) zawartości często był porównywany z System Shockiem, a przy owych porównaniach czytało się, że jest gorszy bo: nie tak złożony, że elementy RPG to ledwie wierzchołek tego, czym powinny być, że historia nie tak klimatyczna... I pewnie rację mają ci, którzy tak pisali. Mnie to jednak nie obchodzi: potraktowałem dzieło studia Irrational jako tytuł bez bagażu z przeszłości, jako nowy produkt z gatunku FPS. I patrząc w ten sposób nie sposób było się zawieść.
Wykreowany świat - rewelacja. Elementy wykraczające poza zwykłe strzelanie (plazmidy, hackowanie, zagadki) - bardzo udane, acz nie przytłaczają. Strona audio/video- nie zapiera dechu w piersiach, ale na nie może się nie podobać (pod warunkiem, że nie ma się alergii na Unreal Engine). Choć w przypadku oprawy chyba strona dźwiękowa i muzyczna lekko góruje nad grafiką. Sama historia także jest rewelacyjnym motorem napędowym dla całej zabawy. Tym niemniej jest jeden element BioShocka, który sprawił, że na pewno zapamiętam tę grę na dłużej. Sposób przedstawienia zwrotu akcji. Moim skromnym zdaniem, jest to najlepiej pokazana tego typu scenka spośród wszystkiech gier, w jakie miałem okazję zagrać. Przy okazji podkreślam - nie jest to można najlepszy twist fabularny sam w sobie, ale to, jak został nam on pokazany... Absolutne mistrozstwo świata pieknie wyjaśniające liniowość gry i poczynania bohatera. Na dodatek po takiej bombie nie przeszkadza już fakt, że dalej gra też jest liniowa. Owacja na stojąco!