Tytuł tekstu zdaje się sugerować, że autor odda się za moment dramatycznej egzaltacji i dokona na scenie takiego aktu emocjonalnego, że czytelnicy przed monitorami swoich komputerów zemdleją ze wzruszenia.
Nic z tych rzeczy. Nie będzie żadnego uroczego miziania ego graczy, którzy chcieliby po raz kolejny usłyszeć historię, jak to konsola zmieniła czyjeś życie dodając mu milion barw i z setkę radości. Będzie spokojnie o tym, jak w 2000 roku Sony PlayStation 2 uszczęśliwiła jednego człowieka.
Konkretnie mowa o twórcy gry Kessen, panu Kou Shibusawie , który tworząc wspomniany tytuł zyskał wreszcie szanse pokazania odbiorcom wspaniałych bitew z historii XVII wiecznej Japonii. Autor chciał zawsze stworzyć film o tej tematyce, ale nie mógł do końca zrealizować swoich planów z powodów ograniczeń narzucanych przez kino. Życie dało mu jednak w końcu okazję stworzyć obraz, tyle że interaktywny i pozwolić graczom pobawić się na początku wieku w oszałamiającej wówczas oprawie audiowizualnej.
Ostatnio odpalając Kessen na PlayStation 2 przypomniałem sobie wspaniały wstęp do gry, w którym twórca, niczym autorzy książek w „Słowie od autora”, wyraził swoją radość ze stworzenia Kessena i życzył użytkownikom sprzętu Sony dobrej zabawy. Nie wiem czemu, ale ucieszyło mnie takie, niespotykane dzisiaj wśród producentów i wydawców, zachowanie. Jakże to inne podejście w porównaniu do często obecnego dzisiaj, gdy deweloperzy patrząc na cykl wydawniczy i wpływy do kasy wypuszczają często gry niekompletne, niedopracowane czy zmyślnie wypatroszone z potencjalnych DLC-elementów. Może i Cliff Bleszinski, autorzy Bioshocka, David Jaffe albo studio Insomaniac Games starają się też tworzyć dzieła z szacunkiem dla swoich odbiorców, ale są oni w mniejszości. Dzięki temu ja dzisiaj mogę traktować Kessena i jego autora jak coś na swój sposób niezwykłego. Dzięki panie Shibusawa, miło mi.