Star Wars: (Kind of) a Lost Hope - recenzja The Force Unleashed II - fsm - 24 listopada 2010

Star Wars: (Kind of) a Lost Hope - recenzja The Force Unleashed II

fsm ocenia: Star Wars: The Force Unleashed II
62

W końcu przyszło mi zmierzyć się z najnowszym dziełem LucasArts. Robię to z opóźnieniem, uzbrojony w wiedzę na temat tego, co o The Force Unleashed II sądzą gracze i media. Ogólnie: nie jest najlepiej. Chciałem się przekonać samemu. Jaka jest konkluzja? Ocenę widzicie obok, ale czy nowe Star Warsy to gra zła? Nie. Czy mogła być grą dużo lepszą? Bez wątpienia.

Dzień 1 - ok. 30 minut

Instalujemy, przeglądamy instrukcję. 8GB przewalone na dysk, instrukcja poprawna. Gramy. O, jaka pikseloza w menu. Niskiej jakości obrazki na start? Wrażenie jest takie sobie. Ale za to są opcje ustawienia grafiki i dużo rzeczy do odblokowania. Może nie będzie tak źle? Gramy. Bardzo ładny filmik wprowadzający przechodzi w piekielnie efektowne otwarcie gry. Spadam, rozwalam, ląduję, siekam, porażam, wow! Wygląda obłędnie, mój nowy Starkiller wymiata. Wystarczy. Jutro zagram już na poważnie. 

Dzień 2 - ok. 2 godziny

Dokańczam otwierający grę poziom na Kamino. Te strugi deszczu i wszechobecne odbicia robią wrażenie. Jest ślicznie. Wrogowie głupi, ale co tam. Dwa miecze wirują i tną. Nic mnie nie zatrzyma. Vader też nie. Trochę dziwne wrażenie - ja łapię i zgniatam w powietrzu TIE Fightery, a jemu nie chce się (nie może?) schwycić statku, któym uciekam mu sprzed nosa? No nic. Planeta 2 - Cato Neimoidia. Mówiłem, że na Kamino było ładnie? No to tutaj mamy oczny orgazm. Re-we-lac-ja! I nadal nie przeszkadza mi, że oponentów jest jak mrówków (jakieś w sumie 3 rodzaje), ale głupszych niż leżące na biurku pudełko od gry. Atmosfera poziomu jest otwarta, ale mapy skonstruowane są liniowo. Tunelowo. Idę jak po sznurku, dziesiątkuję szturmowców, ulepszam postać, zmieniam kolor kryształów w mieczach (każdy daje inną właściwość). Nic nie zaskakuje, ale fajnie się młóci. Na końcu mamy pierwszego bossa. Walka w wielgachnym Gorogiem to trzy etapy zakończone efektownym pojedynkiem podczas spadania. Podoba mi się. Ok, zmiana otoczenia. Dagobah. Yoda. Co, już? Pfff... Lecimy na statek. Nadal pięknie (ach, jak fantastycznie zrobiono efekt błyskawic odbijających się od elementów otoczenia), ale sterylnie. Z drugiej strony - tak samo wyglądały te statki na filmach, więc się nie czepiam. O, dwóch nowych przeciwników. Ciach-ciach. Nic mnie nie zatrzyma. Chyba, że ja sam. Dokończymy jutro.

Dzień 3 - ok. 2 godziny

Hasam po statku, rysuję ściany mieczem, zabijam, zabijam, zabijam. Nic nowego, ale grałem wciąż niewiele, więc jeszcze mi się nie znudziło. No, drugi boss. Dużo mniej efektowna walka. I krótsza. Ciach-ciach. Więcej korytarzy i skakania. No, czas kończyć - efektowna końcówka, nie powiem. Chyba miał być odpowiednik ściągania Niszczyciela z orbity w cz.1 gry - udało się. Wygląda lepiej i nie frustruje (bo nie muszę jak głupi wciskać guzików i zmagać z myszką, tylko na zmianę E, Q i spacja). Dobra sekwencja. No i wróciliśmy na Kamino. Coś mało tych map. Czyżby zaraz finał? Pewnie tak, zostawiam na jutro.

Dzień 4 - ok. 1,5 godziny

Chwila łażenia po sterylnych korytarzach, druga chwila skakania, trzecia chwila walki z tymi samymi przeciwnikami, co wcześniej. Zaczyna się prawdziwy finał. Są halucynacje, jest inaczej prowadzona kamera. Podoba mi się. Gdzie Vader? Tu. No to walczymy. I walczymy. I walczymy. QTE. Walka. Skok. Walka. QTE. Skok. Powtórz. Lipa... Długi i nudny pojedynek. Przy tym zero wyzwania. Zginąć można tylko przez nieuwagę, albo słaby komputer (bywa chaotycznie, wolno doczytujące się tekstury i znikający przeciwnik). O, drugi etap. Ok, ciut lepszy, ale wciąż nudny. Jedynie sama końcówka jest zaiste MOCNA, ale wymaga wciskania jednego klawisza przez jakieś sto godzin. Tadam! Koniec. Zakończenie ciemnej strony - niezłe, daje możliwość kontynuowania zabawy od razu jako... (ach, marzenie - drugie tyle gry, ale tym razem w roli...). Zakończenie dla jasnej strony - dłuższy filmik, ale jakiś taki nijaki. Jaki werdykt?

Tak chciałem, żeby to była udana gra. Wystarczyło przynajmniej dać to samo, co w jedynce, ale na nowym silniku, dodać kilka elementów i odpowiednio rozbudowac historię. Fabuła może się podobać, ale mam wrażenie, że za mały położono na nią nacisk. Walka wciąga, ale miejscami jest zbyt chaotyczna (i co z tego, że jest milion kombinacji i kilka mocy, jak korzysta się raptem z trzech?) i monotonna. Mapy są ładne, ale jest ich za mało. Gra jest generalnie niezła, ale za krótka. I za droga. I najwyraźniej za szybko wydana. I... Ech. The Force Unleashed II jest ofiarą zbytniego rozbuchania nadziei w graczach i lenistwa twórców. Jeśli traficie na Allegro za 60 złotych - brać. Jeśli nie, to poczekajcie na obniżkę albo olejcie.

fsm
24 listopada 2010 - 21:47