X-Wing - niech skrzydłowy będzie z Tobą - UV - 21 grudnia 2010

X-Wing - niech skrzydłowy będzie z Tobą

UV ocenia: Star Wars: X-Wing
85

Dziś trudno w to uwierzyć, ale jeszcze kilkanaście lat temu gry z serii Star Wars były perfekcyjnym przykładem zmarnowanego potencjału, jaki krył się w tej niezwykle popularnej marce. Mimo ogromu możliwości, kolejni deweloperzy nie widzieli szans na zrealizowanie poważnej produkcji o walce Rebeliantów z Galaktycznym Imperium, więc wygłodniałym fanom gwiezdnej sagi serwowali głównie proste zręcznościówki. Sytuacja zmieniła się dopiero w chwili, gdy do akcji wkroczyła firma LucasArts. Należące do George’a Lucasa studio ostro wzięło się do roboty i w krótkim czasie przygotowało kilka rewelacyjnych tytułów. Gwiezdne wojny szturmem podbiły rynek elektronicznej rozrywki, a nową erę zapoczątkował kosmiczny symulator o nazwie X-Wing.

Kokpit%20by%u0142%20p%u0142aski%20jak%20deska%2C%20ale%20za%20to%20wszystkie%20obiekty%20w%20przestrzeni%20kosmicznej%2C%20w%20pe%u0142ni%20tr%F3jwymiarowe.
Kokpit był płaski jak deska, ale za to wszystkie obiekty w przestrzeni kosmicznej, w pełni trójwymiarowe.

Jak to zwykle w życiu bywa, najważniejszy okazał się pomysł. Autorzy posadzili graczy za sterami znanych z filmowej sagi myśliwców i pozwolili im stoczyć efektowne pojedynki z należącymi do imperialnej floty statkami. Żeby nie było zbyt banalnie, twórcy postanowili zwalić na barki wirtualnych pilotów konieczność pełnej obsługi poszczególnych maszyn. W rezultacie zamiast prostej strzelaniny, otrzymaliśmy skomplikowany symulator, z rodzaju tych, do których lepiej nie podchodzić bez przewertowania dołączonej do gry instrukcji.

Na brak atrakcji w X-Wingu nie można narzekać. Do dyspozycji graczy autorzy oddali nie jeden, ale trzy myśliwce, różniące się zarówno osiągami, jak i ogólnym zastosowaniem. Najbardziej uniwersalna okazała się oczywiście tytułowa maszyna, która dzięki dużej mocy i przyzwoitemu uzbrojeniu świetnie radzi sobie niemal w każdych warunkach. Znacznie szybszego i zwrotniejszego A-Winga wykorzystuje się tu głównie w trakcie misji zwiadowczych, natomiast powolnego Y-Winga do ataków na największe statki wroga. Ten ostatni wynalazek jest też jedynym myśliwcem rebeliantów, który został wyposażony w działo jonowe, może więc z powodzeniem unieruchamiać jednostki Imperium, nie czyniąc im przy tym żadnej fizycznej krzywdy.

Ogromny nacisk w grze położono na gospodarowanie energią obsługiwanego statku. W zależności od aktualnych potrzeb pilota, dostępną moc można kierować do trzech różnych podzespołów myśliwca: silnika, tarczy ochronnej i działek pokładowych. Umiejętnie sterując zasilaniem wzmacniamy bądź osłabiamy poszczególne moduły i odnosimy z tego tytułu określone korzyści, np. zwiększamy szybkość maszyny kosztem pola siłowego. Opanowanie tych mechanizmów często okazuje się kluczem do wykonania powierzonego przez dowództwo zadania – tylko sprawne zarządzanie statkiem pozwoli bowiem zaliczyć kolejne, niekiedy bardzo trudne cele misji.

X-Wing oferuje trzy rozbudowane kampanie, na które składa się łącznie blisko 40 misji. Fabuła ma ścisły związek z wydarzeniami, których świadkami byliśmy w czwartym epizodzie Gwiezdnych wojen. Na początku szukamy nowych sojuszników w walce z Imperium, potem próbujemy odnaleźć plany Gwiazdy śmierci, by w wielkim finale dokonać na nią ostatecznego natarcia. Końcowe misje są żywcem wyjęte z Nowej Nadziei – w grze powtarzamy nawet wyczyn Luke’a Skywalkera, który za sterami X-Winga zadał ogromnej stacji bojowej decydujący cios. Oprócz kampanii dostępny jest również zestaw misji historycznych dla każdej z trzech maszyn oraz moduł treningowy, polegający na przeleceniu specjalnie skonstruowanego toru w możliwie jak najkrótszym czasie. Ukończenie wszystkich zadań to wyzwanie na co najmniej kilkadziesiąt godzin.

W%20Tech%20Roomie%20mo%u017Cna%20by%u0142o%20obejrze%u0107%20schematy%20my%u015Bliwc%F3w.
W Tech Roomie można było obejrzeć schematy myśliwców.

X-Wing: Space Combat Simulator był mocno dopracowany od strony wizualnej. Oszczędna, trójwymiarowa grafika nie robi dziś żadnego wrażenia, ale na początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku prezentowała się efektownie. Na plus należy również zaliczyć oprawę dźwiękową – we wszystkich animowanych przerywnikach można usłyszeć prawdziwych aktorów, a charakterystyczne odgłosy, jak np. dźwięk przelatującej tuż obok maszyny TIE, nasuwały skojarzenia z kultowym pierwowzorem. W pozostałych aspektach X-Wing również nie zawodził. Gra była wymagająca (według niektórych nawet zdecydowanie za bardzo), niesamowicie wciągająca, a na dodatek oferowała mnóstwo ciekawych informacji na temat samych Gwizdnych wojen. W specjalnym pomieszczeniu można było zobaczyć schematy niektórych statków, a w przypadku większych maszyn, nawet ładnie przygotowane obrazki, prezentujące .okręty w pełnej okazałości.

Dzięki X-Wingowi firma LucasArts wyprowadziła wirtualne adaptacje Gwiezdnych wojen na ścieżkę sukcesu, udowadniając, że gry z tej serii wcale nie muszą sprowadzać się od banalnych zręcznościówek. Doskonałą formę amerykańskie studio utrzymało przez kilka kolejnych lat, tworząc wiele interesujących produktów. X-Wing jest bez wątpienia w ścisłej czołówce, jeśli chodzi o te najbardziej udane.

UV
21 grudnia 2010 - 14:10