Silent Hill 2 - strrrrrraszneee! - fsm - 31 grudnia 2010

Silent Hill 2 - strrrrrraszneee!

fsm ocenia: Silent Hill 2 (2001)
95

Silent Hille poznałem 3 z 5 "dużych" odsłon, z których na PC oficjalnie dostępne są cztery. Czyli 3 z 4, jako że konsoli nie posiadam. Chyba nieźle. W kwestii ogólnej jakości całej serii wątpliwości nie ma - jakość jest wysoka. W kwestii jakości poszczególnych odsłon można się spierać, ale ta jedna jedyna najlepsza jest, jak się domyślacie, jedna. Silent Hill 2. Najstraszniejsza i najmroczniejsza gra wzechczasów. Ever. W historii. Najbardziej!

O samej grze napisano już morze słów, zachwycają się nią (w mniejszym lub większym stopniu) wszyscy, którzy się z nią zetknęli. Zachwycam się i ja, ale ograniczę się do dwóch wspomnień  związanych z dwoma miejscami w grze. Zapamiętałem je najbardziej i to one są dla mnie wyznacznikiem idealnego zaimplementowania paraliżującego poczucia strachu w wirtualnej przestrzeni. 

1. Gra niedawno się rozpoczęła. Miasto jest zamglone. Szlajam się szukając czegoś, co pomoże mi pchnąc opowieśc dalej. Radyjko co jakoś czas szumi, ale już się przyzwyczaiłem do tych pełzających workowatych kreatur. Gra zaprowadziła mnie do opuszczonego bloku. Ciemno dramatycznie, z słuchawek sączy się odgłos moich powolnych kroków i jakieś tam ambientowe dźwięki. Mnóstwo identycznych pokoi, pełno gratów. Na jednym z pięter widać zarysy manekinów, ktoś najwyraźniej tworzył tu ubrania. Niepokojąco jest, ale póki co dziarsko przeszukuję otoczenie. A nuż trafi się jakaś latarka? Po kilku minutach i kilkunastu ominiętych manekinach znajduję ją. Odwracam się. DŻIZAS! TE MANEKINY ŻYJĄ!!! (palpitacja serca)

2. Dużo dalej. Już wiem, że Silent Hill to strasznie złe miejsce. Powtory, wynaturzenia, okrutne wspomnienia ciągnące się za garstką pozostałych przy życiu ludzi. Kult. Starzy bogowie. Świątynie. Więzienie pod jeziorem. A tam, prócz rdzy, krat i ciągłego lęku, że znowu napadnie mnie piramidogłowy, jest sobie jedno pomieszczenie. Wielka ciemna komnata. Tak ciemna, że światło latarki nie daje rady rozświetlić jej bardziej, niż na kilka metrów. Muszę wejść do środka, ale coś słychać. Cholera... COŚ tu biega. Dyszy. Idę powoli, cicho, byle mnie nie usłyszało. Na środku pomieszczenia szubienica. COŚ ciągle biega wokoło, ciągle dyszy. Trzeba spieprzać! Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Nigdy nie widziałem, co tam się czaiło (i pewnie nie dało się widzieć), ale pot na mym ciele był jak najbardziej zauważalny.

O. Tylko tyle. Aż tyle. Jeśli wspomnienia lekko zmodyfikowały rzeczywistość, niech tak będzie. Każdy z Was z pewnością ma w zanadrzu swoje najbardziej wstrząsające momenty, kgtóre go napadły podczas grania w Silent Hill 2. Podzielcie się. To mnie naprawdę ciekawi. A sama gra, wiadomo, że jest świetna. Mroczna, dorosła historia (i świetny dodatkowy mini scenariusz "Zrodzona z marzenia"), groteskowe potwory, rewelacyjny dźwięk i muzyka i gęsty, ciężki klimat. Strach się bać. W tym wszystkim najbardziej szkoda, że jedynka mi umknęła (nie, nie będę emulował!)

fsm
31 grudnia 2010 - 10:09