W pewnym Internecie, na pewnej stronie pojawiła się pewna kwestia. Z grubsza sprowadza się ona do: Istnieją filmy tak złe i groteskowe, że wychodzą poza skalę i znienacka pojawiają się z drugiej jej strony okazując się zaskakująco przyjemną rozrywką. Oczywiście rozrywką w złym sensie - fatalne aktorstwo, durny scenariusz, nędzne dialogi, beznadziejne efekty (i wymieńcie co tam jeszcze chcecie) często potrafią dostarczyć uśmiechu i sprawić sporo radochy. A jak jest z grami? Są gry tak złe, że aż dobre? Pomyślałem, pomyślałem i oto mój typ - Dink Smallwood.
Gra autorstwa Robinson Technologies pojawiła się w 1997 roku jako "Diablo dla biednych". Coś tam o niej poczytałem, oceny nielicznych recenzji oscylowały w raczej niskich okolicach, gra szybko z głowy wyleciała. Po jakimś czasie tytuł uzyskał status freeware i pojawił się jako śmiechowy bonus na którejś z płyt dołączonych do CDA. Ach, jakimż błędem byłoby zrezygnować z tej wspaniałej okazji, by przeżyć epicką (ach, jakże epicką) przygodę! Dink opiekuje się świniami, mieszka w wioseczne o urtoczej nazwie Stonebrook tylko z matką (ojciec świnia opuścił ich przed narodzinami potomka), a życie jest piękne i sielskie. Do czasu. W czasie nieobecności Dinka w wiosce, jego dom staje w ogniu, matka ginie i oto trzeba stać się mężczyzną. W tym celu Dink udaje się do ciotki (skojarzenia prosze zostawić w piwnicy, tu nie o to chodzi!), z którą ma od tej pory mieszkać. Ale przygoda nie zwleka i wali go w pysk. The Cast to złowroga siła chcąca zabić wszystko. Dink to jedyny materiał na bohatera w okolicy. Już wiecie, co trzeba robić.
Gra jest brzydka, prawie nie ma oprawy dźwiękowej, a muzyczka ... cóż, posłuchajcie sami :). Klatek animacji jest w sumie z 7 na cała grę, efekty specjalne policzycie na placach jednej ręki, sterowanie za pomocą klawiatury to istna mordęga, levelowanie naszego herosa przynosi mało satysfakcji (bo mało jest mocy, statystyk i przedmiotów)... Generalnie gnój. Nie zmienia to jednak faktu, że te +/- 10 lat temu grę przeszedłem rechocząc jak głupi. Prócz niesłychanej wręcz toporności głównym magnesem jest całkiem niezły humor - pojawiające się na ekranie napisy (dialogi i komentarze głownego bohatera) potrafią rozbawić. Pod warunkiem, że łykniemy konwencję. Ja łyknąłem. I grałem do samego końca rozkoszując się fantastycznym pojedynkiem z finalnym bossem. Nie podejmę się wystawienia oceny, bo wymagałoby to jednoczesnego dania grze 2/10 i 8/10. A średnia ocena byłaby krzywdząca. W każdym razie - to jest moja Pirania 3D, jeśli chodzi o gry. A jakie są Wasze?
PS. Gra niedawno złapała drugi oddech pojawiając się na przenośnych maszynkach Apple'a, na komórkach z Androidem i w wersji "HD" na pecetach. Zapoznajcie się, mimo wszystko super sprawa! (ja jeszcze nie znalazłem czasu, by przekonać się ile HD jest w tym HD).