Top 10 tytułów na PC których nie wypada nie znać (częśc II) - Kono - 22 stycznia 2011

Top 10 tytułów na PC, których nie wypada nie znać (częśc II)

Witam Was w drugiej i zarazem ostatniej części mojego bardzo subiektywnego Top 10. Chciałbym z tej okazji wyjaśnić, że lista jest kierowana głównie do osób, które na elektroniczną rozrywkę patrzą przede wszystkim przez pryzmat konsol ostatniej i przedostatniej generacji. Starzy PCtowi wyjadacze, którzy wymęczyli dziesiątki klawiatur i myszek raczej nic odkrywczego tu nie znajdą. Drugą częścią zapewne niektórych z Was przyjemnie zaskoczę. Innych z kolei...no cóż - myślę, że serwis GOLa zapewni mi opiekę przed stalkerami. Spóźnialskich natomiast odsyłam do pierwszej części listy. Tak więc bez zbędnego przeciągania przejdźmy do przedstawienia pierwszej piątki.

5. World of Warcraft

Spójrzmy prawdzie w oczy. WoW nie jest najładniejszym MMORPG, bo od 2004 roku wyszła masa o wiele bardziej dopracowanych graficznie produkcji. Z pewnością nie jest też najbardziej innowacyjny, bo praktycznie wszystkie kluczowe cechy dla gier MMO pojawiły się wcześniej w takich tytułach jak Ultima Online i Everquest. Jedyną rzeczą, która wyróżnia WoWa na tle całej reszty jest to, że to właśnie gra Blizzarda z dwunastoma milionami graczy potrafiła przebić się z koncepcją masowej gry RPG zarówno do popkultury jak i do osób niemających z hardkorowym graniem wiele wspólnego. Począwszy od sygnowanych swoją nazwą napojów, przez reklamy z Mr. T i Williamem Shatnerem, a skończywszy na specjalnym odcinku South Parka, World of Warcraft stał się popkulturowym fenomenem, którego tak kochamy nienawidzić (albo nienawidzimy kochać).

4. American McGee's Alice

Zbudowanej na silniku Quake 3 Alice bliżej jest do psychodelicznych horrorów rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni, aniżeli Disneyowskiej adaptacji powieści Lewisa Carrolla. Okraszona osobliwą muzyką (stworzoną przez Chrisa Vrennę - członka NineInchNails i grupy Marlin Manson) gra jest podróżą po umyśle Alicji, która po pożarze domu rodzinnego, śmierci rodziców i próbie samobójczej znajduje się w zakładzie psychiatrycznym. Wykręcona i brutalna kraina czarów, która jest odzwierciedleniem jej katatonicznego umysłu, pokazuje jak bardzo twórczym narzędziem adaptacyjnym mogą być gry.

3. StarCraft (online)

Znany również jako religia państwowa Korei Południowej, gdzie mecze StarCrafta są transmitowane w telewizji, a topowi gracze popularnością dorównują gwiazdom muzyki i sportu. Zanim jednak podniesie się larum zelotów nawołujących do spalenia mnie na stosie ułożonym z przepalonych procesorów pozwólcie, że przyznam: Tak StarCraft też wyszedł na N64, ale nie o tą wersję się tu rozchodzi. Fakt, historyjka niby ta sama i single player w gruncie rzeczy też. Jednak tym, co sprawia, że rzesze azjatów (i nie tylko) po dwunastu latach ciągle w ten tytuł grają, jest multiplayer. Trzy unikalne, różnorodne i, co najważniejsze, doskonale zbalansowane rasy oraz multum map sprawiły, że StarCraft wprowadził RTSy na pro-gamingowe salony i nie pozwala im ich opuścić od ponad dekady.

2.Heroes of Might and Magic III

Już słyszę kliknięcie zamykające okienko przeglądarki na widok słów: strategia turowa.  Idę o zakład, że gdyby osoby niezaznajomione z tematem chciały podglądnąć kogoś grającego w „Hirołsów” pomyślałyby, że ów osobnik do reszty postradał zmysły. Jak chodzenie ludzikiem po mapce i zbieranie kryształów ma dostarczać rozrywki? Zaprawdę powiadam wam: moc HoM&M jest wielka, ale i ukryta. Niby nic wielkiego: mamy swoją bazę wypadową, w której produkujemy armię złożoną z wszelakiej maści mitycznych stworzonek. Następnie zbieramy rzeczone wojsko wraz z herosem i tłuczemy się albo z potworkami stojącymi na mapie, albo z przeciwnikiem.  Dochodzą do tego oblężenia zamków, a takżeulepszanie swojej armii i bohatera. Ten swego rodzaju mix RPG i strategii turowej świetnie sprawdza się w single player, ale potęgę ujawnia (z resztą jak większość gier), gdy gramy z żywym przeciwnikiem (najlepiej siedzącym obok nas).

1. Planescape: Torment

Nieco kontrowersyjny wybór tytułu, jak na pierwsze miejsce, bo w końcu czy często spotykamy dzieło, które tak naprawdę jest połączeniem mechaniki zachodniego RPG, stylu godnego najbardziej rasowych jRPG i, na dodatek, twór ów jest książką? Mamy tutaj wszystko: począwszy od świetnej fabuły pchającej tę sprawną maszynę do przodu, przez drużynę, przy której większość RPGowych teamów wygląda jak nadmuchane balony/tekturowe makiety, aż po wieloświat Planescape, który swoim klimatem i unikalnością tylko dodaje temu już niezwykłemu produktowi uroku. Torment należy do tego ekskluzywnego grona gier, które pomimo słabej sprzedaży zdołały dorobić się statusu „tytułu kultowego”. Ba, nawet w wielu na wskroś konsolowych czasopismach czy portalach Planescape był nie raz wspominany, jako dzieło sztuki growej, które przytrafia się deweloperom nad wyraz rzadko.

To tyle na dziś. Zapraszam do komentowania i podawania swoich top 10 tytułów na PC, których (według Was) nie wypada nie znać. Do przeczytania wkrótce.

Kono
22 stycznia 2011 - 15:11