Amnesia: OMG Shiiiit! WTF?! - fsm - 30 stycznia 2011

Amnesia: OMG, Shiiiit! WTF?!

fsm ocenia: Amnesia: The Dark Descent
80

Fenomen. Dawno nie zaobserwowałem tylu opinii o jakiejś grze (w zdecydowanej większości pozytywnych) wypisywanych jedynie internetowymi skrótowcami. Zimne i mroczne niczym północ Szwecji oblicze gry Amnesia: Mroczny Obłęd spodobało się także wyżej podpisanemu. Straszna to gra jest i basta. Ma swoje braki, ale całkiem skutecznie je maskuje. No i kto by pomyślał, że w zasadzie niezależny przygodówkowy survival horror odniesie taki sukces?

W Penumbrę nie grałem, więc mechanika z Amnesii to całkiem przyjemnie dla mnie novum - machamy mychą, podnosimy przedmioty, otwieramy szuflady - fizyka działa i to jest fajne. Gra wygląda przy tym zupełnie porządnie i działa lepiej niż dziarsko także na moim lekko zdyszanym już pececie. Zanim przejdę do sedna, dwa słowa o grze jako takiej: miła dla mnie nowość (fizyka + manipulowanie przedmiotami + zagadki) to pożyczka z poprzednich gier studia, a sama Amnesia to w gruncie rzeczy straszliwie prosta konstrukcja. Mamy amnezję, sami ją spowodowaliśmy, mamy zabić złego gościa siedzącego gdzieś w podziemiach wielkiego proskiego zamczyska. Jest ciemno, jest straszno. Chodzimy więc, natrafiamy na przedmioty, przełączamy dźwignie, czytamy notatki, odzyskujemy po mału pamięć, próbujemy przetrwać w tym mocno niegościnnym środowisku. I w sumie tyle. Fabuła (choć punkt wyjścia jest banalny) rozkręca się całkiem miło, ale kończy jakoś tak... meh. Oczekiwałem zdecydowanie ciekawszego finału. Rodzajów lokacji nie jest jakoś spejalnie dużo, typów wyzwań też... Takie w najlepszym razie 6/10, prawda? No ale...

Czego się nie robi dla tzw. immersji

No AAAALE! Mimochodem wspomniane "próbujemy przetrwać w tym mocno niegościnnym środowisku" to sedno gry. Ciężki klimat wylewa się z ekranu i głośników (słuchawki!), dusza siedząca nam na ramieniu wolałaby sobie pójść na jakiś spacer dla uspokojenia, a gdy wreszcie natrafimy na coś więcej, niż tylko straszne dźwięki. Olaboga! Potwory w grze są w zasadzie trzy. Dwa możemy zobaczyć, jednego nie. Wszystkie są straszne, pojawiają się znienacka, przemykają gdzieś w oddali, drapią, charczą, gonią. Świdrujący odgłos towarzyszący ucieczce przed potworem to istny generator ciarek. Słynny "wodny poziom" to klasa sama w sobie. Dźwiękowa oprawa jako całość - 10/10. Kawał solidnej, straszącej wszystko i wszystkich roboty. Nie raz i nie dwa podskoczyłem na krześle, a gdybym miał na plecach włosy, to bez wątpienia przebiłyby noszoną właśnie koszulkę. Za to +2 punkty i oklaski - pod warunkiem zastosowania się do zaleceń: ciemny pokój, słuchawki i totalne zanurzenie się w świecie gry. Straszne 8 godzin.

fsm
30 stycznia 2011 - 14:01