Tryb kooperacji w Bulletstorm jest cycuś-glancuś - g40st - 28 lutego 2011

Tryb kooperacji w Bulletstorm jest cycuś-glancuś


Dobry tryb kooperacji wart jest więcej niż nawet najlepszy multiplayer polegający na mordowaniu siebie nawzajem. To oczywiście kontrowersyjna teza, ale wydaje mi się, że stopień owej kontrowersyjności zalezy przede wszystkim od subiektywnych upodobań. Ja wciąż jestem na etapie poszukiwania idealnych rozwiązań i co i rusz się rozczarowuję. Jasne, są gry lepsze i gorsze, ale na dorbą sprawę nie znalazłem zbyt wielu takich, do których bym stale wracał.

Traf chciał, że ostatnio miałem okazję pograć trochę w Killzone 3 i Bulletstorma. I o ile ten pierwszy tytuł oferuje co-opa jedynie na podzielonym ekranie, czego nie lubię i nie praktykuję, produkcja People Can Fly zaskoczyła mnie świeżością i rajcownością zabawy. 

Wspólna eksterminacja wrogów jest w porządku. Do tej pory najlepiej bawiłem się przy obu częściach G.R.A.W. na konsole, Halo, Gears of War, Left 4 Dead i paru innych tytułach. Ale żaden z nich nie wprasował mnie w glebę w ten sposób, w jaki udało się to Bulletstormowi. Tu nie wystarczy po prostu starać się nie oddalać się za bardzo od siebie i jakoś to będzie. Tu trzeba ściśle współpracować przy niemal każdym ruchu. Można przeciwnikowi odstrzelić głowę, ale po co, skoro najpierw kolega może go kopnąć? Dopiero potem kończymy żywot tej nędznej kreatury zyskując większą liczbę punktów za działanie zespołowe. Komunikacja głosowa jest niezbędna. Co jakiś czas pojawia się przeciwnik, na którym trzeba wykonać jakieś konkrtne combo. I wtedy zaczyna się gorączkowe lawirowanie w stadzie świrów chcących nas zastrzelić, żeby dopaść tego jednego. Resztą można zająć się póżniej. Dwadzieścia fal atakujących paskud, a w przerwach pomiędzy nimi zwiększanie umiejętności postaci i inwestowanie zdobytych punktów w broń. Zakładając, że to co znajduje się w podstawowej wersji gry na wiele nie wystarczy, po raz pierwszy domagam się głośno DLC. Najlepiej darmowego dla posiadaczy wersji PC, cierpiących na liczne niedostaki techniczne gry (a co tam, szpila musi być).

Zabawa jest niezwykle emocjonująca i przy okazji nie jest na tyle trudna żeby zniechęcać się przy byle niepowodzeniu. Czyli coś w sam raz dla mnie. Bulletstorm jest niezły w singlu, ale to w co-opie sprawił mi jak dotąd najwięcej satysfakcji. 

g40st
28 lutego 2011 - 14:41