Z zainteresowaniem przeczytałem opis gry Duke Nukem Forever, który został przygotowany przez amerykańską organizację ESRB, zajmującą się ocenianiem produktów rozrywkowych pod kątem kategorii wiekowych. Z zainteresowaniem, bo jeszcze kilka miesięcy temu Randy Pitchford niepokoił się, że powstające kilkanaście lat przygody Księcia nie zdołają pomyślnie przejść tego trudnego dla wydawców testu. Z lektury wspomnianego opisu wiem już, skąd brały się obawy szefa firmy Gearbox Software. W Duke Nukem Forever nie będziemy wyłącznie zabijać obcych ze szczególnych okrucieństwem, słuchając przy tym wulgarnych komentarzy głównego bohatera. Podczas gry będziemy również oddawać mocz, porzucamy wyciągniętym z muszli klozetowej kałem po ścianach, a dwie kobiety - wybaczcie ten kolokwializm – zrobią nam loda.
Nigdy nie rozumiałem tej wielkiej podniety naładowanym testosteronem blondasem, choć jako strzelaninę Duke Nukem 3D wspominam miło i na dodatek mam ogromny szacunek dla Kena Silvermana (twórcy silnika Build) za zrobienie dużego kroku naprzód w pseudotrójwymiarowych FPS-ach. Czy ktoś z Was pamięta poprzednie przygody Księcia za techniczne nowinki, takie jak obecność krzywych podłóg i sufitów czy opcję niszczenia ścian (zaprogramowanych skryptem, ale jednak). Nie. Duke’a pamiętacie głównie za one-linery i dziewczyny pokazujące cycki w klubie ze striptizem. Jak widać z powyższego opisu, Duke Nukem Forever przyniesie to samo, tylko ze zdwojoną siłą. Czy jednak rzucanie kupą po ścianach jest tym, co naprawdę chcecie dostać po tylu latach oczekiwania?
Mimo pełnych euforii wypowiedzi na temat powrotu Księcia, Randy Pitchford zachowuje momentami zdrowy dystans do Duke’a, czego dowód dostaliśmy kilka dni temu w wywiadzie dla serwisu Eurogamer. Nie, to nie jest moja gra – powiedział twórca Borderlands i przyznał, że jego celem było po prostu doprowadzenie projektu do końca, przy jednoczesnym zrealizowaniu wizji firmy 3D Realms Entertainment. I wierzę mu, bo jakoś nie wydaje mi się, że fruwający w kiblu kał pasuje do Pitchforda. Pasuje mi on natomiast doskonale do George’a Broussarda, który zapewne zauważył swego czasu istnienie serii Postal i aplikując podobne patenty w swojej grze życia, chciał osiągnąć jeszcze większy poziom kontrowersji.
Przyznam szczerze, że im więcej czytam podobnych tekstów o nowym Duke’u, tym bardziej się zniechęcam. Niby to wszystko było do przewidzenia, niby to wszystko powinno być akceptowalne w tej produkcji, ale od powstającej tyle lat gry, kreowanej w mediach na spektakularny hit (najważniejsza strzelanina w tym roku?), oczekuję czegoś więcej niż powtórki z żenującego Postala 2, a na to się niestety zanosi.
Przesadzam? Robię z igły widły? A może tak naprawdę nie rozumiem prawdziwej istoty tej produkcji? Nie wiem, ale po prostu nie podoba mi się to.