Kiedy cena gry zaboli wreszcie konsumentów? To pytanie ostatnio zadaje sobie wiele osób obserwujących ceny gier dla 3DS-a. Czy sześćdziesiąt dolarów za produkcję na przenośną konsolkę to dużo czy mało? Czy rosnące ceny gier nie stanowią dzisiaj problemu?
Prawie trzydzieści funtów za Metal Gear Solid: Snake Eater na 3DS-a w jednym z brytyjskich sklepów internetowych z grami. Dużo to czy mało? Dead Space 2, Mass Effect 2 i składanka odświeżonych ICO i Shadow of The Collossus na PlayStation 3 kosztują tam mniej, niż wspomniany tytuł. A porównujemy tutaj gry na dużą konsolę i tytuł na handhelda. Granica się zatarła, nie ma co już stosować rozróżnienia i patrzeć na przenośne konsole tak samo jak kiedyś. Dzisiaj to, że dane tytuły są na sprzęt o mniejszej mocy nie znaczy, że są gorsze, słabsze, prostsze i tańsze w produkcji.
Oferowane przez 3DS-a możliwości prezentują się efektownie i wszyscy, którzy mieli okazję ujrzeć naocznie efekt 3D bez okularów wypowiadali się głównie pozytywnie. Czy jednak za możliwość zabawy w takiej formie chcemy płacić aż tyle? Czy Nintendo i Sony wraz ze swoim nowym projektem, NGP, nie idą pod prąd? Takie można odnieść wrażenie patrząc na to, co dzisiaj konsumentom podoba się coraz bardziej.
Coraz większe możliwości przenośnych konsol i coraz lepsze, ciekawsze rozwiązania przez nie oferowane przyciągają uwagę, ale i windują do góry ceny, także gier. Czy to nie dziwna polityka w dobie rosnącej w szybkim tempie popularności dystrybucji sieciowej mini-gier za mniej niż pięć dolarów? Dzięki produktom Apple’a, systemowi operacyjnemu Android czy rosnącym możliwościom komórek coraz więcej osób bawi się wybranymi tytułami. I coraz większa grupa konsumentów daje się porwać nurtowi prostych produkcji za grosze. Jak do takich konsumentów ma trafić Metal Gear Solid 3D: Snake Eater za 60 dolarów? Albo inaczej, czy bez tej grupy odbiorców ten tytuł stać w ogóle na marketingowy sukces?
Nintendo oferując efekt 3D liczy na podobne wyniki sprzedaży, co podczas wprowadzania dwóch ekraników przy DS-ie. Pytanie tylko, czy ta całkiem interesująca technologia nie będzie jej głównym przeciwnikiem w momencie, gdy okaże się, że gry są dla konsumentów po prostu za drogie?