Staroszkolne klimaty no.1: Contra - TommiK - 18 marca 2011

Staroszkolne klimaty, no.1: Contra

Rozpoczynany właśnie nowy cykl tekstów będzie spełnieniem pierwotnego impulsu, który popchnął mnie do wysłania swojego CV do kochanych panów z GOL, a później - do założenia bloga na gameplayu. 'Staroszkolne klimaty' to oddanie hołdu klasyce, na której nie tylko się wychowałem, ale która też sprawiła, że gaming kojarzy się z rzeczami bardziej wzniosłymi od uśmiechu B. Koticka i kolejnych odsmażanych odcinków CoD. Zresztą, nie tylko o grach będziemy dyskutowali - znajdzie się miejsce także na starsze konsole, filmy, itd..

Zapraszam do lektury i wspomnień.

Jestem wychowany na NESowych produkcjach. Ukochana konsola Nintendo trafiła w moje ręce 20 lat temu, jeszcze zanim zmuszono mnie do odwiedzania zerówki. Jakiś czas później odkryłem u kolegi urządzenie dziwnie przypominające japońskie szare pudełko do gier - Pegasus z uruchomionym kartridżem "168 in 1". Znawcom pozostawiam przyjemność wyliczenia, ile rzeczywiście gier znajdowało się na tamtym owianym już legendą karcie, nie zmienia to jednak faktu, że największe wrażenie z tamtego zbioru zrobiła na mnie Contra, dziś będąca jednym z symboli epoki długich i bolesnych narodzin gamingu nad Wisłą.

Contra nieodłącznie kojarzy się z Pegasusem (temat na oddzielny tekst), a w trudnych czasach wkraczania wolnego rynku do Polski była objawieniem, cudem techniki, wehikułem czasu sprawiającym, że godziny spędzone przed telewizorem wydawały się ledwie chwilą. Kogo obchodziły "Segi i Super Nintenda", ówczesny 16-bitowy next gen, kosztowne urządzenia na drogie gry, jeśli powszechnie dostępne były tanie przecież kartridże do 8-bitowego raju? Nie było większej frajdy, niż granie we dwóch jako żołnierze rzuceni do walki z kosmitami. Nie istniało poczucie czasu, szkoła, obowiązki - liczyło się pokonanie kolejnego etapu, zabicie kolejnego bossa. Smak wygranej był słodszy, a gorycz porażki trudniejsza do zniesienia, niż dziś - szczególnie ze względu na brak opcji 'save'. Satysfakcja tym większa.

Tyle sentymentów, pora na przywołanie kilku faktów o samym tytule. Contra powstała w 1987 roku jako gra na automaty. Dzięki swej popularności, produkcja Konami niedługo później trafiła na konsolę Nintendo Entertainment System. Wersja na NES zawierała więcej poziomów, niż automatowy pierwowzór (8 zamiast 5), choć pod tym względem obie przebijał port na komputery MSX2 (19 leveli!). Z czasem Contra stała się dostępna także dla posiadaczy Commodore 64, Amstrada CPC, ZX Spectrum, a później wydano wersje na systemy DOS i Windows. Pograć w nią możecie także na Xboksie 360 (port pierwszej - automatowej - wersji), Nintendo DS oraz telefonach komórkowych. Do grania na aktualnych wersjach Windows doskonale nadaje się edycja zamieszczona w kompilacji Konami Collector's Series: Castlevania & Contra - tam znajdziecie też Super Contrę, sequel z 1988 roku.

Rozgrywka w grze Konami była tak wciągająca, że nikogo tak naprawdę nie obchodziła fabuła, która zresztą różniła się w zależności od wersji: miejscem akcji japońskiego wydania gry była Nowa Zelandia, w wersji USA z kolei przemierzało się Amerykę Środkową, choć i tak wszystko wyglądało identycznie. Ciekawostką jest, że w Europie seria ta była wydawana pod tytułem Probotector, a wszystkie postacie ludzkie (w tym główni bohaterowie, Bill i Lance) byli zastąpieni przez roboty. Powód? Niemieckie prawo zabraniało pokazywania w grach scen śmierci ludzi. Dziwne, że takie restrykcje dotyczyły kilku pikseli.

Inspiracje widać gołym okiem.

Contra i Pegasus przybyły do nas w epoce innego wizualnego cudu - filmów na kasetach VHS, które budziły nasz entuzjazm w czasie, gdy Zachód rozglądał się już za czymś nowszym. Wypożyczalnie kaset, "Rambo", "Terminator", "Zaginiony w akcji", filmy karate - wszystko to rządziło tamtą erą. Dzięki Contrze stawaliśmy się Sylvestrem, Arnoldem, Chuckiem, szarżującymi przez dżunglę z karabinem w dłoniach, przeciw armii kosmitów. Nie trzeba było nic więcej.

-----------------------------------------------------

Ponieważ na moim blogu zamieszczam również artykuły o ścieżkach dźwiękowych z gier, nie mogę pominąć wątku z muzyką z Contry. Soundtrack do tej gry wydano na oddzielnych nośnikach już w 1988 r. (!) jako część zestawu Konami Game Music Vol.4: A-Jax, dostępnego na CD, kasetach i winylu. Dziś w sprzedaży cyfrowej (Amazon, iTunes) jest trwający 10 minut soundtrack z pierwszej Contry - pominięto w nim jednak kilka melodii z gry. Najważniejsze jednak, że całe audio pochodzi z wersji automatowej, brzmi więc lepiej, niż później wydane porty na konsole i komputery. Przekonacie się o tym poniżej:

Motyw "Jungle" w wersji na gitarę elektryczną:

Polecam przeróbkę pierwszego etapu, zrobioną na silniku Half-Life 2:

-----------------------------------------------------

Jeśli spodobał Ci się powyższy felieton, kliknij 'Lubię to!' pod tekstem i podziel się nim z innymi - dziękuję za docenienie mojej pracy.

Zapraszam też na mój Facebookowy profil - wystarczy "klik" w horyzont poniżej:

TommiK
18 marca 2011 - 11:30